W Warszawie realizują się najczarniejsze sny twórców zmian. Oto kolejność zdarzeń. Najpierw ogłoszono i rozstrzygnięto przetarg dla firm odbierających stołeczne odpady. Przegrane firmy złożyły protesty, twierdząc, że warunki przetargu dawały fory MPO, spółce należącej do miasta. Krajowa Izba Odwoławcza (KIO) uznała protesty za zasadne i nakazała poprawić warunki przetargu. Miasto ogłosiło nowy konkurs i przesunęło termin wprowadzenia reformy śmieciowej z 1 lipca 2013 r. na 1 lutego 2014 r., co było ewenementem na skalę całego kraju. Stanowisko stracił wiceprezydent odpowiedzialny za przetarg.
Tym razem warunki konkursu uproszczono do minimum – o wszystkim decydowała cena. Wygrały trzy firmy: MPO (pięć rejonów miasta), Lekaro (trzy rejony) i SITA (jeden rejon). Przegrały m.in. Remondis i BYŚ – złożyły odwołania. Ich głównym zarzutem było zaoferowanie przez wygrane spółki rażąco niskich cen. KIO zdecydowała o powołaniu eksperta do zbadania sprawy cen. Urzędnicy warszawskiego ratusza wpadli w popłoch, bo decyzja KIO oznacza, że kolejny przetarg może zostać unieważniony. Miasto zażądało więc odwołania całego składu KIO orzekającego w tej sprawie, z powodu jego rzekomej stronniczości. Wniosek miasta trafił na biurko premiera Donalda Tuska, bo tylko on może podjąć decyzję o odwołaniu prezesa Krajowej Izby Odwoławczej, który był w składzie badającym przetarg warszawski.
Piasek, czyli plastik
Uzyskane w przetargu ceny za odbiór stołecznych śmieci rzeczywiście były, delikatnie mówiąc, niewygórowane, co z punktu widzenia mieszkańca jest korzystne, ale dla ekologii niebezpieczne. Z analizy kosztów wywozu, utylizacji i recyklingu odpadów komunalnych wykonanej na zlecenie stołecznego urzędu miasta wynikało, że trzyletni kontrakt z firmami śmieciowymi powinien kosztować 1,8 mld zł.