Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, przeczuwał, że kontrola Komisji Europejskiej nie skończy się dobrze. Postępowanie miało wyjaśnić, czy 91,7 mln zł dotacji przekazanych przez gminy Gdynia i Kosakowo spółce Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo stanowi niedozwoloną pomoc publiczną. Dlatego, zanim KE oficjalnie ogłosiła decyzję, opublikował list otwarty do polityków i dziennikarzy. Wezwał do obrony polskich interesów, sugerując, że unijni urzędnicy topią inicjatywy budowy małych lotnisk, jak to w Gdyni, bo działają na rzecz wielkich linii lotniczych, takich jak Lufthansa. Wiedząc, że KE nakaże zwrot dotacji, pytał: „Dlaczego mamy podporządkowywać się absurdalnym decyzjom?”.
Jak było do przewidzenia, KE nakazała zwrot, wyjaśniając, że prawo unijne nie pozwala na przekazywanie publicznych pieniędzy na budowę lotnisk powielających już istniejące i niewykorzystane w pełni obiekty. A tak będzie w przypadku Gdyni-Kosakowa, które leży zaledwie 25 km od Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku-Rębiechowie. „Prowadziłoby to do zakłóceń konkurencji między portami lotniczymi i marnotrawienia pieniędzy podatnika” – stwierdzono. Decyzja KE nie tylko postawiła w wyjątkowo trudnej sytuacji losy mającego i tak kłopoty portu lotniczego w budowie (wydano już 70 mln zł), ale też zaogniła konflikt między pomorskimi samorządowcami. Marszałek województwa Mieczysław Struk oraz prezydenci Paweł Adamowicz (Gdańska) i Jacek Karnowski (Sopotu) odpowiedzieli na list otwarty Szczurka oświadczeniem, w którym wyjaśnili, że zwracali mu wielokrotnie uwagę, iż „jego inwestycja nie ma podstaw ekonomicznych”.
Wolne miasto Gdynia
Ta korespondencyjna wojna wynika nie tylko z tradycyjnych napięć między Gdańskiem i Gdynią, ale też z obaw pomorskich samorządowców, że walka Szczurka z Brukselą o „jego inwestycję” pogorszy klimat dla finansowania z pieniędzy UE wszystkich projektów w regionie.