Konkurenci kolei znów mogą zacierać ręce. Nie dość, że rozkład jazdy pociągów w Polsce zmienia się w tym roku aż sześć razy, to jeszcze każda kolejna korekta oznacza utratę następnych pasażerów. Od niedzieli zmniejszy się liczba pociągów uruchamianych przez spółkę PKP Intercity, która jest dziś synonimem kompletnej zapaści. Tylko w styczniu ten przewoźnik sprzedał o 20 proc. biletów mniej niż rok temu. W tej chwili PKP Intercity, uruchamiające pociągi w całym kraju, ma już mniej pasażerów niż lokalna, warszawska Szybka Kolej Miejska. W fatalnej kondycji są też Przewozy Regionalne, które z powodu braku sprawnych wagonów ograniczają ofertę InterRegio.
Jaka jest recepta na tę drastyczną ucieczkę klientów z pociągów dalekobieżnych? Kolejne cięcia. W porę rozpętana awantura na Podlasiu pozwoliła co prawda odsunąć do wakacji rzeź połączeń na trasie z Warszawy do Białegostoku, ale już inne linie nie miały tyle szczęścia. Niektóre cięcia można próbować tłumaczyć niekończącymi się remontami, nieudolnie przeprowadzanymi przez PKP Polskie Linie Kolejowe. To z ich winy nawet na najbardziej dochodowych trasach ze stolicy do Krakowa i na Górny Śląsk pociągów jadących Centralną Magistralą Kolejową jest coraz mniej. Jednak wiele cięć wynika po prostu z bezradności fatalnie zarządzanej spółki PKP Intercity, która bezczynnie patrzy, jak klientów odbierają jej zwłaszcza przewoźnicy autobusowi, na czele z Polskim Busem. Wkrótce do walki włączy się jeszcze Ryanair na trasach krajowych, którego bilety w promocjach są dużo tańsze od kolejowych.
W tej chwili cała strategia kolei dalekobieżnej w Polsce to czekanie na koniec remontów i na mityczne wprost Pendolino, które zacznie jeździć w grudniu tego roku.