W Kielcach mieszkanie komunalne dostała niedawno kobieta, która czekała na nie ponad 27 lat. – Nie przychodziła, nie przypominała o sobie. Długość oczekiwania nie jest decydującym kryterium – mówi Marek Klikowicz, dyrektor Wydziału Mieszkalnictwa UM Kielce. O pechowej petentce przypomniał dopiero ubiegłoroczny raport NIK („Gospodarowanie lokalami komunalnymi w budynkach mieszkalnych”). Z raportu wynika, że w kolejce po gminne lokum stoi się kawał życia. Najdłużej w Kielcach (20 wniosków złożono ponad 19 lat temu) i w Kutnie (najstarsze wnioski leżakowały 18–19 lat).
Kropla w morzu potrzeb
Zapewnienie dachu nad głową ludziom o niewystarczających dochodach należy do obowiązków gmin. Każda prowadzi własną politykę mieszkaniową. Nie ma chyba dwóch gmin, w których lokale przydzielano by na identycznych zasadach. O stosunku samorządów do mieszkaniowych zobowiązań sporo mówią uchwalone przez nie progi dochodowe.
W Rzeszowie o mieszkanie komunalne mogą się ubiegać rodziny, w których dochód na jedną osobę nie przekracza minimalnej emerytury (obecnie 844 zł), a w Toruniu – 85 proc. takiej emerytury (717 zł). Instytut Pracy i Spraw Socjalnych podaje, że we wrześniu ubiegłego roku minimum socjalne dla rodziny z dwójką dzieci wynosiło od 846,70 zł do 929,65 zł na osobę. Poprzeczka ustawiona więc została poniżej tego minimum.
W Warszawie rajcy miejscy przyjęli jako próg dochodowy 160 proc. minimalnej emerytury na osobę w rodzinie (tj. 1350 zł), w Poznaniu – 175 proc. (1477 zł).
– Nie stawiamy bloków z mieszkaniami komunalnymi. Budujemy wyłącznie lokale socjalne – mówi dyr. Marek Klikowicz. – Powstaje drugi z kolei blok dla starszych osób, które zajmują duże mieszkania i chcą się przenieść do mniejszych z niższym czynszem. Adaptowaliśmy na lokale socjalne i pomieszczenia tymczasowe prawie 20 dawnych hoteli robotniczych.
W stolicy stawia się sporo bloków z mieszkaniami komunalnymi. Pierwszym lokatorom nowo oddawanych czynszówek wręcza klucze zwykle prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Od 2007 r., tj. od początku jej rządów w mieście, w Warszawie przekazano do użytku 2,4 tys. mieszkań komunalnych. W porównaniu z innymi miastami – dużo. Ale w Warszawie to kropla w morzu potrzeb. Z powodu samej reprywatyzacji ratusz więcej lokali stracił, niż zbudował. W latach 2008–12 zwrócono spadkobiercom dawnych właścicieli i biznesmenom skupującym roszczenia kamienice z 3,3 tys. mieszkań. Większość lokatorów została „wykurzona czynszem”. Scenariusz jest najczęściej taki sam: najpierw drastyczna podwyżka czynszu, później wystąpienie do sądu o eksmisję lokatorów, którzy go nie płacą. Finał to na ogół wielka niewiadoma. Czy taki najemca będzie miał prawo do lokalu socjalnego, zadecyduje sąd, a nie zapisy ustawy o ochronie praw lokatorów. Eksmitowanych z prywatnych budynków pozbawiono parasola ochronnego ustawy (od 2005 r.). W rezultacie od uznania sędziego, jego wrażliwości zależy, czy np. biednej rodzinie z dziećmi przyznany zostanie lokal socjalny. Sądy raczej nie są dla tych lokatorów łaskawe.
Warszawa będzie miała coraz większy problem ze zwrotami nieruchomości, przejętych na podstawie niesławnego dekretu Bieruta. Ze zgłoszonych roszczeń wynika, że do 2017 r. w ręce następców prawnych dawnych właścicieli przejdą kolejne kamienice z 3,3 tys. mieszkań. Posłowie PO przygotowują projekt ustawy o reprywatyzacji warszawskich nieruchomości, za bardzo jednak spóźniony, żeby wiązać z nim duże nadzieje.
– W Warszawie nie buduje się bloków z lokalami socjalnymi. Pozyskuje się je przez zamiany mieszkań – mówi dyr. Tomasz Krettek ze stołecznego Biura Polityki Lokalowej. Chyba słusznie, bo biedadomów dzielnice mają aż nadto. W budynkach o dobrym standardzie większość mieszkań sprzedano lokatorom, pozostały te najgorsze. Ratusz ma program rewitalizacji starych domów, ale niewiele pieniędzy na jego realizację. Co roku kilkaset mieszkań w pozbawionych centralnego ogrzewania, łazienek, a czasem nawet kanalizacji ruderach przemianowuje się więc na lokale socjalne, z założenia o niższym standardzie. Przykładni najemcy, niezalegający z czynszem, przenoszeni są z tych ruder do mieszkań w lepszych budynkach albo w nowych czynszówkach.
Fundacja Bęc Zmiana uruchomiła kilka miesięcy temu stronę internetową, na której zgłaszane są stołeczne pustostany. Widać je nawet przy reprezentacyjnych ulicach: zamknięte na głucho lokale po sklepach, zakładach usługowych, opustoszałe kamienice. Nieliczne nieruchomości, które zostały już zweryfikowane przez organizatorów spisu, należą głównie do prywatnych właścicieli. Odzyskane od miasta budynki latami czekają na lifting, w miarę upływu czasu coraz mniej opłacalny. Jeśli działka warta jest więcej niż stary dom, jego los jest przesądzony. Fundacja poszukuje pustostanów, w których mogą powstać kluby, centra kultury, integracji społecznej. Mieszkania jej nie interesują.
Handel wymienny
Marek Jasiński z Komitetu Obrony Lokatorów nazywa Warszawę miastem pustostanów. Według działaczy KOL mieszkania stoją puste nawet kilka lat, zanim doczekają się remontu i kolejnych najemców. Ile jest w Warszawie pustych mieszkań, ratusz nie podaje. W 2012 r. doliczono się ich 4,3 tys. (bez budynków zagrożonych katastrofą). Około 30 proc. jest dla ratusza stracone: znajduje się w domach, do których zgłoszone zostały roszczenia. Ale i tak liczba pustostanów świadczy o dramatycznie złym wykorzystywaniu mieszkaniowego majątku. Nie można tego tłumaczyć brakiem pieniędzy na remonty, bo brakuje ich we wszystkich miastach. Jednak gdzie indziej radzą sobie lepiej. Np. w Rzeszowie, według NIK, było w tym samym czasie tylko 47 pustych mieszkań.
W kolejce po komunalne lokum czekają w Warszawie 4184 rodziny i osoby samotne. W tym 3232 – po lokale socjalne. Długość kolejki prawie nie zmienia się od lat; tyle że coraz więcej w niej ludzi z wyrokami eksmisji. Dzisiaj stanowią większość.
W ciągu ostatnich 10 lat Warszawie przybyło lokali socjalnych głównie dzięki wspomnianym zamianom. Ale nadal jest ich za mało. W ubiegłym roku miasto zapłaciło 2 266 tys. zł odszkodowania właścicielom budynków, z których najemcy powinni być wyeksmitowani do lokali socjalnych, ale dzielnice ich nie zapewniły.
Jeszcze większe odszkodowania – 2,5 mln zł – zapłacono w ubiegłym roku właścicielom domów z miejskiej kasy w Łodzi. Na lokale socjalne czeka tu ponad 4 tys. osób i rodzin. Najdłuższy staż w tej kolejce wyniósł, według ubiegłorocznego raportu NIK, 11 lat. Dla ścisłości: tyle lat czekał na pozbycie się lokatora właściciel kamienicy, bo eksmitowanemu najemcy zapewne się nie spieszyło.
Najtańsza chyba dla miejskiej kasy jest polityka mieszkaniowa władz Gdańska. Miasto nie buduje domów, ale prowadzi handel wymienny z deweloperami: w zamian za grunty dostaje mieszkania (w ciągu dwóch lat – 300 lokali). Nic się do tego nie dopłaca. Każda gmina musi mieć lokale socjalne dla eksmitowanych i najbiedniejszych, ale mieszkań komunalnych Gdańsk pozbywa się programowo. Sprzedaje je z 90-procentową bonifikatą, chociaż większość samorządów już się wycofała z tak dużych zniżek. Zachęca lokatorów do wykupu przemyślną polityką czynszową; kto ma duże mieszkanie (w stosunku do wielkości rodziny), nie może liczyć na obniżki opłat (maksymalna stawka czynszu to 10,20 zł za metr). Jeśli lokator jest zamożny, niech mieszkanie wykupi i płaci mniej we wspólnocie. Jeśli go nie stać – niech zamieni na mniejsze.
Gdańska strategia jest przykładem skrajnym, ale mieszkania nie należą zwykle do priorytetów gmin. Uchwalane są wieloletnie plany, strategie działania, ale to tylko prognozy, za którymi nie idą pieniądze (potwierdza to raport NIK). Jedynym punktem tych programów zrealizowanym z nawiązką była sprzedaż komunalnych mieszkań lokatorom. Dopiero w ostatnich dwóch latach zaczęto ją ograniczać, żeby gminom nie zostały wyłącznie rudery do gruntownych remontów albo rozbiórki.
Mieszkanie dla Młodych
Większość gmin robi tylko to, co musi: zwiększa liczbę lokali socjalnych, zamiennych i pomieszczeń tymczasowych. Budownictwo komunalne ma rozmiary śladowe (z wyjątkiem Warszawy). Z badań prowadzonych w 2011 r. przez Instytut Rozwoju Miast wynika, że do budżetów dużych miast wpłynęło więcej pieniędzy ze sprzedaży mieszkań, działek budowlanych i z opłat za wieczyste użytkowanie gruntów, niż poszło na wszystkie wydatki związane z mieszkaniami.
Także w budżecie państwa na zapewnienie dachu nad głową ludziom biednym przeznacza się bardzo małe pieniądze. Formalnie biorąc, oferta dla gmin jest bogata: państwowe wsparcie z Funduszu Dopłat, którym dysponuje Bank Gospodarstwa Krajowego, wynosi od 30 do 50 proc. kosztów takich inwestycji. Środki mogą być wykorzystywane przy budowie, remontach i adaptacjach, dzięki którym powstaną lokale socjalne, domy dla bezdomnych, noclegownie. A także mieszkania komunalne. Najbardziej opłacalne jest prowadzenie takich przedsięwzięć przez towarzystwa budownictwa społecznego (TBS). Dopłaty są wtedy najwyższe.
Z początkiem tego roku ruszył program Mieszkanie dla Młodych, państwo pomaga ludziom, którzy mają zdolność kredytową i mogą sobie kupić mieszkanie także bez dopłat. A powinno pomagać tym, którzy tego autentycznie potrzebują. Symboliczne dopłaty do komunalnego budownictwa są jak umywanie rąk. Tymczasem w kolejce po mieszkanie od gminy stoi 135 tys. rodzin i osób samotnych.
***
Dach nad głową od gminy
• Mieszkania komunalne wynajmowane są przez gminy rodzinom i osobom samotnym mającym niskie dochody, a jednocześnie mieszkającym w trudnych warunkach (w budynkach zagrożonych katastrofą, niemieszkalnych, w lokalach, w których na osobę przypada maksymalnie 5–6 m kw. powierzchni). Progiem dochodowym jest najczęściej 100–200 proc. najniższej emerytury na osobę w rodzinie (w przypadku osób samotnych 30–50 proc. więcej). Umowy zawierane są na czas nieoznaczony, z wyjątkiem mieszkań przyznanych w związku z wykonywaną pracą. Czynsze odpowiadają na ogół kosztom utrzymania mieszkań, uzależnione są jednak od standardu.
• Lokale socjalne wynajmowane są osobom, które znalazły się w niedostatku, a jednocześnie utraciły mieszkanie z powodu eksmisji, katastrofy budowlanej lub innych zdarzeń losowych. Progiem dochodowym jest najczęściej 50–100 proc. najniższej emerytury na osobę w rodzinie (w przypadku osób samotnych o 30–50 proc. więcej). Kryterium dochodowe nie obowiązuje w przypadku eksmisji kobiet w ciąży, rodzin z małoletnimi albo niepełnosprawnymi dziećmi, obłożnie chorych, bezrobotnych. Czynsz za lokal socjalny odpowiada na ogół połowie najniższej stawki za mieszkanie komunalne. Lokal wynajmowany jest maksymalnie na 3 lata z możliwością przedłużenia, jeśli najemca jest nadal w niedostatku.
• Pomieszczenia tymczasowe gminy zobowiązane są zapewnić eksmitowanym, którym sąd nie przyznał prawa do lokalu socjalnego. Na ogół mają najgorszy standard, dostęp do wody i kanalizacji może znajdować się poza lokalem. Pomieszczenia te wynajmowane są na 1–6 miesięcy i stanowią przystanek przed eksmisją do noclegowni. Jeśli gmina nie zapewni takiego lokum w ciągu pół roku, komornik przenosi eksmitowanych bezpośrednio do placówki dla bezdomnych.