Warszawa, jako pierwsze polskie miasto, ogłosiła przetarg na zakup dziesięciu elektrycznych autobusów. Mają wozić pasażerów Traktem Królewskim na linii 222 i być wizytówką przyjaznej dla środowiska stolicy. Wszyscy są zgodni, że napęd elektryczny w mieście to przyszłość. Cichy, niepowodujący zanieczyszczenia powietrza. Ideał. Kłopot tylko w tym, że pojazdy elektryczne są dużo droższe od spalinowych. Ale Unia Europejska popiera elektryfikację transportu miejskiego i gotowa jest wspierać wysiłki samorządów. Dlatego niebawem autobusy elektryczne pojawią się w kolejnych polskich miastach, m.in. w Krakowie, Lublinie, Jaworznie.
Do rywalizacji o warszawski kontrakt stanęły dwie firmy – znany krajowy producent autobusów Solaris z Bolechowa pod Poznaniem i chińska firma BYD, reprezentowana przez swojego polskiego przedstawiciela, spółkę Automotive Europe Corporation. Elektryczne autobusy obu firm warszawiacy mogli oglądać na ulicach swojego miasta, bo przechodziły tu próby drogowe. Ostateczny werdykt zapadł pod koniec kwietnia: Miejskie Zakłady Autobusowe (MZA) wybrały ofertę BYD. I natychmiast wybuchł skandal, bo chińskie autobusy eBus okazały się tańsze od konkurencyjnych aż o 0,5 mln zł! Solaris za sztukę żądał 1780 tys. zł netto, BYD tylko 1266 tys. zł. – To niespotykana różnica, wskazująca, że oferta BYD została złożona z rażąco niską ceną – przekonuje Mateusz Figaszewski z Solaris Bus&Coach. Dlatego spółka Solaris natychmiast zaskarżyła wyniki przetargu do Krajowej Izby Odwoławczej, która ma niebawem wydać w tej sprawie orzeczenie.
Po raz kolejny powróciła sprawa rozstrzygania przetargów w oparciu o cenę i udziału w nich chińskich firm.