Marzymy o roli wzorowego ucznia w unijnej klasie, ale siedzimy w oślej ławce. Razem z nami Bułgaria, Łotwa, Rumunia, kraje najniżej notowane w Europejskim Rankingu Innowacyjności (ERI). Ten ranking to poważna sprawa. Jest formą oficjalnej weryfikacji, jak kraje członkowskie wywiązują się z zadań, które nakłada Strategia Europa 2020. UE wyznaczyła w niej swój najważniejszy cel – zrównoważony rozwój oparty na wiedzy i innowacjach. Dlatego autorzy rankingu biorą pod uwagę, ile osób pracuje w najbardziej zaawansowanych technologicznie branżach, jak wygląda współpraca nauki z przemysłem, co z edukacją, co z internetem, iloma patentami może się pochwalić gospodarka, ile inwestuje w nowoczesne technologie itd.
Do grupy liderów należą Szwecja, Dania, Niemcy, Finlandia. Polska ląduje na czwartym miejscu od końca. Unijni eksperci są zdania, że mamy potencjał, ale go marnujemy. Zamiast eksportować owoce pracy polskich naukowców eksportujemy ich samych. W efekcie Polacy należą do elitarnej grupy 20 nacji mających największy wkład w rozwój amerykańskiej nauki. A przydaliby się w Polsce o tyle, że my na naukę wydajemy 0,74 proc. PKB, a USA 2,9 proc. W najnowszym raporcie ERI autorzy zwracają uwagę, że choć nasz przemysł szybko się unowocześnia, to niechętnie współpracuje z polską nauką. Firmy wolą kupować za granicą sprawdzone technologie i urządzenia, niż eksperymentować w kraju. W efekcie mamy niewiele patentów, a uczelnie nie przebijają się do gospodarki ze swymi osiągnięciami i nie wdrażają nowych produktów.
Z obłoków na ziemię
Jak to zmienić? Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) ma pomysł: trzeba uwłaszczyć naukowców. Chodzi o to, by uczony pracujący na państwowej uczelni albo w instytucie PAN, jeśli stworzy atrakcyjny rynkowo produkt lub technologię, mógł zamienić się w prywatnego przedsiębiorcę.