Karel de Gucht nie ma lekkiego życia. Pochodzący z Belgii komisarz ds. handlu kieruje zespołem negocjacyjnym Unii Europejskiej, który od dziewięciu miesięcy prowadzi skomplikowane rozmowy z Amerykanami w sprawie Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (od angielskiego skrótu nazywanego TTIP). Ich efektem ma być powstanie największej na świecie strefy wolnego handlu obejmującej ponad 800 mln mieszkańców i reprezentującej połowę światowego PKB.
Na dodatek pojawiły się pogłoski, że Karel de Gucht, podobnie jak wielu innych europejskich polityków, był podsłuchiwany przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Krajowego (NSA). Komisarz postanowił się dowiedzieć, czy to prawda, i wystąpił do rządu USA z wnioskiem o wyjaśnienia. Na razie się ich nie doczekał, a rozmowy z przedstawicielami państwa, które mogło szpiegować partnera w negocjacjach, to mało komfortowa sytuacja. Dla obu stron. Po drugiej stronie Atlantyku zaufanie do unijnego negocjatora jest ograniczone, a i w Europie sypią się na niego gromy. Nieustannie musi wyjaśniać, dlaczego tak ważne rozmowy, mające ogromny wpływ na europejską gospodarkę i konsumentów, toczone są za zamkniętymi drzwiami.
Zarówno Komisja Europejska, jak i amerykański rząd w atmosferze tajności nie widzą nic zdrożnego. Przypominają, że tak właśnie negocjuje się ważne, międzynarodowe traktaty. Nie można zdradzać w pełni swoich zamiarów, bo wówczas druga strona mogłaby się lepiej przygotować. Przyjęcie takich zasad postępowania oznacza, że opinia publiczna pozna dopiero końcowy tekst umowy.
Taką lekcję niedawno przerabialiśmy w Europie. Zakończyła się ona dwa lata temu gigantycznym skandalem podczas ratyfikacji umowy ACTA, mającej pomóc w walce z kradzieżą własności intelektualnej. ACTA też była przygotowywana w tajemnicy, a potem kolejne rządy, z polskim włącznie, pod wpływem społecznych protestów zaczęły się z niej wycofywać.