Od kilku dni modnie jest jeść jabłka na złość Putinowi.
To, wbrew pozorom, poważne wyzwanie, ponieważ rocznie musielibyśmy schrupać 15 kg. Drugie tyle co obecnie (co nie wydaje się możliwe), żeby wyrównać sadownikom straty wynikające z kolejnego embarga, jakie Rosja nałożyła na polskie owoce i warzywa. Tylko polskie, nie – unijne. Bo tym razem pretekstem mają być przekroczone przez nas normy zawartości pestycydów i azotanów. Włosi, którzy też wysyłają do Rosji jabłka, podobno przestrzegają bardzo ostrych norm fitosanitarnych.
Polityka
32.2014
(2970) z dnia 05.08.2014;
Komentarze;
s. 8
Oryginalny tytuł tekstu: "Wojny warzywno-owocowe"