Wodorowe marzenie
Nowa era motoryzacji? Pierwszy seryjny samochód zasilany wodorem wchodzi do sprzedaży
Japoński koncern wprowadza do sprzedaży pierwszy seryjny model zasilany z wodorowego ogniwa paliwowego – toyotę mirai. Przełom?
Wodór ma same zalety. Mamy na Ziemi nieograniczone zasoby, możemy uzyskać energię elektryczną w ogniwie paliwowym w wyniku łączenia wodoru z tlenem. Produktem ubocznym tego procesu jest czysta woda, a nie brudne spaliny.
Technologia ogniw wodorowych znana jest od lat i stosowana na niewielką skalę. Od lat stanowi wyzwanie dla konstruktorów samochodowych. Większość koncernów pracuje nad tą technologią i od czasu do czasu demonstruje swoje modele koncepcyjne.
Miałem kiedyś okazję jeździć takim wodorowym autem. Wrażenie było natury metafizycznej, bo poza świadomością, że pod podłogą kryją się zbiorniki z wodorem, a na tablicy rozdzielczej znajdował się wskaźnik stanu ich zapełnienia, auto jeździło jak zwykły samochód elektryczny. Większe wrażenie robiła kriogeniczna cysterna, z której tankowano pokazowe auta. Ich widok uświadamiał, gdzie kryją się prawdziwe wyzwania epoki wodoru.
Wodór nie występuje w przyrodzie w stanie wolnym. Trzeba go uzyskać w procesie elektrolizy wody, ale to piekielnie kosztowna i niewydajna metoda. Można go taniej (choć nie tanio) uzyskiwać z gazu ziemnego, lecz to paliwo kopalne, które się kończy. Można też skorzystać z biogazu. Potem jest masa innych problemów: jak skompresować gaz, jak transportować, jak zapewnić bezpieczeństwo, bo zbiornik wodoru to potencjalna bomba. Każdy chyba słyszał o katastrofie wypełnionego wodorem sterowca Graff Zeppelin.
Dlatego Toyota podkreśla przede wszystkim, że nowe auto będzie superbezpieczne. Zbiorniki o wyjątkowej wytrzymałości mają gwarantować, że gaz nie przedostanie się do kabiny i nawet w razie kolizji mirai nie zamieni się w Zeppelina.