Niedawno ze sporym niepokojem obserwowaliśmy kłótnie między Alstomem i PKP Intercity, dotyczące homologacji dla nowych składów ED250, potocznie nazywanych w Polsce Pendolino. Obie spółki przerzucały się odpowiedzialnością za opóźnienia, a nasz Urząd Transportu Kolejowego czekał na potrzebne dokumenty.
Już wówczas cała ta procedura wydawała się dość absurdalna, skoro po wielu europejskich krajach jeżdżą składy tego samego typu, co zamówiony przez PKP Intercity. Jednak nowy pociąg został przez polskich urzędników potraktowany tak samo, jakby był pierwszym egzemplarzem ze swojej serii.
Teraz podobne kłopoty jak Alstom ma bydgoska Pesa, tyle że z niemieckimi przepisami. Coraz dłużej trwa proces homologacji jej pociągów spalinowych typu Link, które kupiła spółka Netinera, należąca do narodowych kolei włoskich. Obsługuje ona część regionalnych połączeń u naszego zachodniego sąsiada.
Dla Niemców nie ma znaczenia, że to nie pierwsze Linki w wykonaniu Pesy. Ponad trzydzieści sztuk jeździ po torach polskich i czeskich, ale w każdym kraju procedura homologacji przeprowadzana jest od nowa.
Łatwo wietrzyć antypolski spisek, mający na celu utrudnić życie naszej Pesie. Ale bardziej prawdopodobna jest po prostu niezwykła skrupulatność niemieckich urzędników. Chociaż bowiem na wielu polach integracja europejska przyniosła ujednolicenie norm, to akurat na kolei suwerenność każdego państwa ma się znakomicie. Nie ma ogólnoeuropejskich procedur homologacji nowych pociągów, a kto chce je sprzedawać w różnych krajach, ten w każdym musi przejść długie i kosztowne badania.
Techniczne parametry kolei w Europie rzeczywiście się różnią, więc pociąg mogący jeździć w jednym kraju niekoniecznie nadaje się już u sąsiada. Jednak ogrom biurokratycznych przeszkód pokazuje, że wielu krajom wcale nie zależy, aby ułatwiać życie producentom, zwłaszcza tym zagranicznym. Jeśli tak bardzo chcą sprzedawać swoje wyroby na obcym rynku, niech włożą sporo pracy i pieniędzy w przekonanie urzędników, że ich produkty są naprawdę bezpieczne.
Najtrudniej mają ci, którzy produkują pociągi mające jeździć między różnymi krajami. Ci muszą zdobyć równocześnie kilka narodowych homologacji. Taka taktyka może i umacnia iluzję bezpieczeństwa, ale szkodzi kolei w konkurencji z autobusami czy samolotami. Podczas gdy pociągi często stoją na granicach, aby zmienić lokomotywy, autokary na to czasu nie tracą, a samoloty korzystają z jednolitego, europejskiego nieba.