Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Mróz nie przyjdzie

Kurs franka nie zostanie „zamrożony”, ale za to banki mają uczciwie zaakceptować ujemne stopy procentowe

INSADCO Photography / Alamy / BEW
Dla rządu podjęcie jakiejkolwiek decyzji dotyczącej franka obarczone jest dużym ryzykiem – zwłaszcza politycznym.

Z przeprowadzanych na gorąco sondaży i ankiet wynika, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zdecydowana większość spłacających kredyty we frankach oczekuje od banków i państwa pewnej formy pomocy, a cała reszta Polaków jest raczej przeciwna specjalnemu traktowaniu tej jednej grupy.

To ogromny kłopot dla rządzącej Platformy. Z jednej strony tzw. frankowicze to w dużej mierze właśnie jej elektorat – osoby lepiej wykształcone, przyzwoicie zarabiające, które zaciągnęły pożyczki na zakup często dużych mieszkań czy budowę domów. Oni oczekują od partii, na którą głosowali, pomocy. A przynajmniej deklaracji, że jeśli wpadną w spiralę zadłużenia, politycy wyciągną do nich rękę.

Z drugiej strony ogromna większość Polaków kredytów we frankach nie spłaca i niechętnie patrzyłaby na przywileje dla tej grupy. To również mogłoby zaszkodzić notowaniom Platformy. Jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji?

Na razie strategia jest jasna – uspokajamy, czekamy i zachęcamy banki do wykonania przyjaznego gestu. Na razie ma nim być deklaracja, że wszystkie instytucje finansowe zaakceptują ujemne stopy rynkowe dla franka i nie spróbują zaokrąglać ich do zera. W ten sposób wzrost raty z powodu silnego franka zostanie choć trochę zrekompensowany niższym oprocentowaniem kredytów.

W zasadzie taka postawa banków powinna być oczywistością. Ale okazało się, że niektóre z nich, zwłaszcza te z dużym udziałem kredytów frankowych w swoim portfelu, próbują oszukiwać klientów. Bo tak trzeba nazwać wprowadzanie do umów, zresztą jednostronnie, zastrzeżeń o nieuwzględnianiu ujemnych stóp. To smutne, że potrzeba silnego głosu NBP i polityków, żeby banki przekonać do uczciwego traktowania klientów.

Reklama