Każdy polityk wie, że wizytując Kujawy, warto odwiedzić bydgoską Pesę. Wytwórnia pojazdów szynowych jest nie tylko wizytówką regionu, ale także symbolem sukcesów polskiej gospodarki. Dlatego kiedy PKP zdecydowały się na zakup Pendolino, wielu polityków nie kryło oburzenia: dlaczego zamówienia na superekspresy nie dostała Pesa? I to mimo że Bydgoszcz takich pociągów nie produkuje. Nie produkuje, ale jakby chciała, toby potrafiła – padały głosy.
Porządek musi być
Przyjemności wizyty w Pesie nie odmówiła sobie także premier Ewa Kopacz. Pod koniec ubiegłego roku sypała komplementami, mówiąc, że w Bydgoszczy produkowane są cuda, które dzisiaj sławią polski przemysł, nie tylko na rynkach europejskich. „Jestem pewna, że będziemy w najbliższym czasie mnóstwo słyszeć o naszych pociągach produkowanych w tej fabryce, które wyjadą na niemieckie tory”. Jej proroctwo się spełniło, ale nie do końca. Usłyszeliśmy o bydgoskich pociągach, ale dlatego, że nie wyjadą na niemieckie tory. Co się stało?
To samo, co było niedawno udziałem firmy Alstom walczącej z polskim Urzędem Transportu Kolejowego o dopuszczenie na nasze tory Pendolino. Pojazdy, zamówione przez niemieckiego regionalnego przewoźnika Länderbahn, zostały zbudowane i przetestowane, a nawet pomalowane w firmowe barwy. Stoją i czekają gotowe na odbiór w Bydgoszczy. Przewoźnik pociągów nie odebrał, bo wciąż nie zostały one dopuszczone do jazdy po niemieckich torach przez tamtejszy Federalny Urząd Kolejowy.
To instytucja bardzo dokładnie badająca wszystkie pojazdy, których producenci starają się o niemiecką homologację.