Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Polacy nie chcą, by rząd pomagał finansowo frankowiczom

Smarterpix/PantherMedia
Wiele osób czuje się oszukanych przez banki na kredytach frankowych. Ale wcale nie oczekują pomocy finansowej państwa.

Pytanie padło, bo taką właśnie formułę zasugerowały banki. 11 marca ogłosiły plany wyjścia z frankowej pułapki. A więc: fundusz dla kredytobiorców w trudnej sytuacji, do którego państwo by się dołożyło. Plus rodzaj specyficznej umowy: jeśli klient zadeklaruje przewalutowanie kredytu po kursie ze stratą, bank weźmie na siebie część ryzyka, gdyby kurs znów gwałtownie poszedł w górę. 

Propozycje banków to odpowiedź na pomysły ministerialne: przewalutowanie kredytów frankowych i podzielenie długu na dwie części: pierwszą, odpowiadającą wysokości zadłużenia przed skokiem kursu franka, i drugą – którą klienci i banki spłacaliby po połowie.

Tyle że ci, którzy mają feralne kredyty, od początku to mówią: nie chcą pomocy finansowej. Tak wynika z badań IQS, które przytoczył „Puls Biznesu”. Najmniej zwolenników pomocy finansowej państwa dla frankowców, bo tylko 16 proc., jest w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców. Czyli na przykład w Warszawie czy Poznaniu, gdzie kredyty we frankach ma po kilkaset tysięcy ludzi – z 900 tys. rzeszy tych, co podpisali. 

Oni chcą pomocy – ale innego rodzaju. Przytłacza ich tempo machania rękami, któremu muszą sprostać, by się w życiu utrzymać na powierzchni. Chcieliby mieć poczucie, że państwo ich wesprze. Teraz – w nierównej relacji z bankami. I kto wie, czy części z nich nawet nie bardziej o to poczucie idzie niż o realne interwencje. 

Wypluci z kurnika

Są ze specyficznego pokolenia. Najczęściej czterdziestolatkowie, w przewadze o dochodach dość wysokich. Te pieniądze zarabiają jednak w korporacjach, które okazały się bardziej żarłoczne i drenujące niż firmy matki z zachodu.

Reklama