Najpierw usłyszeliśmy, że Microsoft, od długich dekad pierwszy na froncie walki z rynkiem „pirackiego” oprogramowania, zamierza objąć abolicją osoby korzystające z nielegalnych kopii systemu operacyjnego Windows – w wersjach od popularnej „Siódemki” w górę.
Ów akt łaski miałby nastąpić wraz z premierą wyczekiwanej kolejnej edycji sztandarowego produktu firmy z Redmond: Windows 10. (W tym roku, najpewniej latem – data jeszcze nie jest znana). Otóż każdy, kto korzysta z „pirackiej” kopii Windows 7, 8 lub 8.1, mógłby legalnie zaktualizować ją do Windows 10.
Niektórych trafił szlag, co łatwo zrozumieć. Po wejściu na stronę Pewnego Popularnego Sklepu Internetowego wita mnie dziś radosny napis „Promocja”. Windows 8.1 właśnie staniało z 429 zł do 399 zł (Windows 8.1 Pro trzyma cenę, bagatela, 1049 zł). Gdybym skuszony „okazją” kupił to oprogramowanie przedwczoraj, po wczorajszym anonsie Microsoftu poczułbym się tak, jakby ktoś mnie strzelił nieświeżą rybą w pysk.
Co gorsza, obietnica abolicji oznaczałaby namawianie uczciwych osób do cwaniactwa. Bo kto chciałby okazać się ciężkim frajerem, płacąc dziś za coś, co producent będzie rozdawać za darmo już za parę miesięcy?
Zagrywka Microsoftu sprawiała wrażenie nieeleganckiej. Wręcz nie fair wobec uczciwych nabywców. Ale na swój sposób logicznej. W czasach ofensywy darmowych systemów operacyjnych coraz trudniej walczyć o udział w rynku.
Microsoft szybko wydał jednak oświadczenie, które mocno tonuje wczorajszą sensację. Czy ktoś tam się w ostatniej chwili opamiętał, czy zawiniła fatalna redakcja pierwszej wersji komunikatu, w wyniku której wszyscy jak jeden mąż odczytali go błędnie – to już nieistotne.