Jeśli chcemy odegrać jakąś rolę w międzynarodowej gospodarce, powinniśmy zadbać o dobre relacje ze światem islamu. Czyli właściwie dopiero je stworzyć. Do takiego wniosku doszli specjaliści z niezależnego think-tanku WiseEuropa, specjalizującego się w polityce europejskiej i zagranicznej oraz w ekonomii.
Publikacja „Polska, Islam, Europa. Pomost czy przedmurze?” Adama Balcera przedstawia bardzo kuszącą perspektywę: w XXI wieku świat będzie jeszcze bardziej multikulturowy, a na znaczeniu zyskają państwa średniej wielkości. Autor przekonuje, że i Polska ma perspektywy, aby (z pomocą struktur UE) stać się najbardziej znaczącym graczem w regionie. Ale istnieje pewien haczyk. Absolutnie niezbędne do stania się „potęgą średniej wielkości” jest ułożenie relacji ze światem islamu. I to nie tylko w perspektywie geopolitycznej – pracę trzeba by najpierw wykonać na własnym podwórku. Tymczasem politycy, dziennikarze i część hierarchów Kościoła katolickiego lansują monolityczny i jednowymiarowo zły obraz Araba terrorysty, który zasadza się na nasze osobiste wolności.
Dlaczego potrzebujemy krajów islamskich, tłumaczą specjaliści z WiseEurope.
Dlaczego potrzebujemy islamu?
Jak twierdzi Balcer, w najbliższych dekadach muzułmanie staną się najliczniejszą wspólnotą religijną świata. Już dziś stanowią znaczną część mieszkańców liczących się krajów, takich jak Indie, Francja czy Nigeria.
Tendencja ta dotyczy też obszaru poradzieckiego, którego stabilność jest dla Polski szczególnie ważna. Już niedługo liczba muzułmanów zamieszkujących dawne terytoria radzieckie będzie niewiele mniejsza niż etnicznych Rosjan. W zachodniej Eurazji kluczowe znaczenie dla Polski mają z kolei relacje z Arabią Saudyjską, Iranem i Turcją.