Czy już niedługo polscy policjanci – jako jedyni w Unii – będą biegać za rowerzystami, żądając prawa jazdy albo nowej karty rowerowej? Jeśli rząd rzeczywiście zrealizuje swoje plany, policyjne patrole będą miały sporo dodatkowej pracy. Zwłaszcza w tych polskich miastach, gdzie działają ogólnodostępne i tanie wypożyczalnie rowerów. Ich niekwestionowany sukces będzie utrapieniem dla policji, która może nie nadążyć z wyłapywaniem rowerzystów bez uprawnień.
„Dobrej zmiany” na drogach w wykonaniu rządu jeszcze nie ma, a inne pomysły na szczęście są już z innej bajki. Chociażby w Łodzi, gdzie wyczekujący rowerów miejskich mogli stracić wszelką nadzieję. Pierwsze projekty zbudowania ogólnodostępnych wypożyczalni pojawiły się tam osiem lat temu. Jednak Łódź miała pecha do przetargów. Kolejne były z różnych przyczyn unieważniane i dopiero ostatni się powiódł. Dzięki temu pod koniec kwietnia łodzianie mogli wreszcie skorzystać z usługi, która dla mieszkańców innych dużych miast od dawna jest standardem. Mogą się pocieszać, że ich system jest w Polsce drugi co do wielkości. Ustępuje tylko warszawskiemu Veturilo, które z 3 tys. jednośladów i ponad 200 stacjami jest niekwestionowanym liderem w kraju.
Cena popularności
Prócz Warszawy miejskie wypożyczalnie rowerów mają znaczenie dla ruchu miejskiego w Poznaniu i we Wrocławiu. Sukces odniosły również w mniejszych miastach, jak Bydgoszcz, Szczecin, Lublin i Białystok. Przygotowywane są kolejne przetargi, bo samorządowcy odkryli, że rower miejski to idealna metoda podreperowania własnej popularności.