Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Panama Papers – co zostanie po wielkiej aferze?

East News
Nikt nie jest dziś w stanie powiedzieć, czy Panama Papers cokolwiek zmienią. Ale dzięki nim rośnie nadzieja, że nie jesteśmy skazani na wieczne ględzenie: „bo przecież i tak nic się nie da zrobić!”.
mat. pr.

Do tzw. kwitów z Panamy można się odnieść na trzy sposoby. Dwa pierwsze są łatwe, ale w gruncie rzeczy szkodliwe albo przynajmniej bezproduktywne (na jedno wychodzi). Nadzieję budzi tylko ten trzeci.

Pierwszy sposób to usprawiedliwianie. Mówienie, żeby nie przesadzać. A te 7,6 bln dolarów ukryte w rajach podatkowych (szacunki francuskiego ekonomisty Gabriela Zucmana) to właściwie naturalna konsekwencja przesadnego fiskalizmu, który się rozpanoszył w rozwiniętym świecie. Wystarczy więc podatki obniżyć i już po kłopocie.

Ten tok myślenia – dominujący jeszcze kilka lat temu w głównym nurcie ekonomicznej debaty – dziś na szczęście już osłabł. Owszem, wciąż się jeszcze tu i ówdzie pojawia, ale nie ma sensu zbyt długo rozwodzić się nad jego wewnętrznymi sprzecznościami. Choćby tą fundamentalną, że fiskus we wszystkich krajach rozwiniętego świata jest od trzech dekad w radykalnym odwrocie. Zwłaszcza gdy mówimy o podatkach dochodowych i majątkowych.

Drugi sposób tłumaczenia świata po Panamie jest mieszanką rytualnego oburzenia i nieskrywanej bezradności. Jego zwolennicy mówią tak: oczywiście, że lepiej, gdyby tych rajów nie było. Ale one są i będą! Bo ich istnienie jest ceną, którą musimy zapłacić za globalizację: zwłaszcza za wolny przepływ kapitału oraz rozwój komunikacji internetowej. Zastanówmy się więc dobrze – mówią fani tej śpiewki – czy walcząc z rajami, nie wylejemy dziecka z kąpielą? Czy tym samym nie zaczniemy zwijać globalizację, szkodząc światowej wymianie handlowej i budząc demony protekcjonizmu, a kto wie, czy nie nowych wielkich wojen?

W najlepszym zaś razie – triumfują piewcy bezradności – walka z rajami będzie zwykłą donkiszoterią. Z góry skazanym na porażkę przejawem idealizmu, z którego nic nie wynika.

Reklama