NBP przygotowuje nowy banknot o nominale 500 zł, czyli planuje ułatwić życie płacącym gotówką. W tym samym czasie rząd zaostrza gotówkowe ograniczenia dla firm. To w końcu promujemy płatności kartami czy nie?
W przyszłym roku król Jan III Sobieski doczeka się wreszcie upamiętnienia na równi z Bolesławem Chrobrym czy Zygmuntem Starym. Trafi na banknot o nominale 500 zł, który wejdzie w Polsce do obiegu. Skorzystają na tym ci, którzy lubią trzymać duże kwoty w domu, bo nie ufają bankom. Łatwiej też będzie osobom lubiącym ryzyko, które kupują za gotówkę samochody, a nawet mieszkania.
Jednak większość Polaków na co dzień takiego banknotu w portfelu i tak nie będzie trzymać, choćby dlatego, że ciężko byłoby go rozmienić. Przecież już banknot 200 zł to rzadki widok w sklepach, a na bazarach budzi raczej nieufność.
Decyzja NBP musi dziwić, bo przecież od lat różne instytucje naszego państwa podkreślają, jak wielką wagę przywiązują do obrotu bezgotówkowego. To on jest mile widziany przez fiskusa, bo zmniejsza szarą strefę i znacznie utrudnia oszustwa podatkowe. Polska pozostaje królestwem gotówki, jednak jej rola powoli maleje. Dzięki obniżce stawek interchange wiele sklepów zainstalowało u siebie terminale, a liczba i wartość płatności kartami stale rosną. Padają nawet ostatnie bastiony gotówki jak Poczta Polska, która zaczyna wreszcie akceptować karty.
O ile zatem wprowadzenie banknotu 500 zł miałoby sens jeszcze kilka lat temu, to dziś wydaje się mocno spóźnione. Zwłaszcza że trend jest odwrotny. Europejski Bank Centralny ogłosił, że będzie stopniowo wycofywał z obiegu 500 euro, bo ten banknot nie ma żadnego znaczenia dla milionów Europejczyków.