Rynek

Marihuana na rządowych plantacjach. Szykuje się rewolucja?

Carlos Gracia / Flickr CC by 2.0
Legalizować czy nie? Argumenty są różne, jednak większość ekonomistów już od dawna jest za.

Oj, dzieje się ostatnio na froncie tzw. zioła. Ministerstwo zdrowia już wytypowało trzy rządowe plantacje, w których będzie hodować konopie, a potem produkować z nich leki. Marihuana to uznany sposób łagodzenia wielu chorób od jaskry po nowotwory, a po co mamy sprowadzać z Holandii zawierający kannabinoidy susz i płacić za niego 10-20 tys. złotych?

Pytał o to niedawno wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda w rozmowie z Klarą Klinger w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. W tym wywiadzie wiceminister mówił też, że „docelowo mogłyby to być uprawy prywatne, spełniające ustawowe wymagania i podlegające systematycznej i dokładnej kontroli”. Wypowiedź pachnie małą rewolucją.

To pokłosie podjętej wiosną decyzji dopuszczającej refundację leków opartych o marihuanę w ramach NFZ. Pewnie na tym się nie skończy. Lecznicza marihuana ma mocnych rzeczników w osobach wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego (angażował się w temat już w poprzedniej kadencji Sejmu) czy posła Kukiz'15 Piotra Liroya-Marca (chyba nie trzeba dodawać, że joint to nieodłączna część kultury hip-hopowej, z której Liroy się wywodzi). Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wprawdzie ciągle jeszcze trochę zgrywa złego policjanta i mówił, że „nie ma czegoś takiego jak lecznicza marihuana”, ale raczej nie będzie o „zioło” kruszył kopii.

Oczywiście stawką w grze nie jest jedynie wprowadzenie marihuany medycznej, tylko liberalizacja podejścia do całego społecznego zjawiska jakim jest popularna "gandzia". Polski ustawodawca, jak dotąd, bardzo się tej używki obawiał i to pomimo wielu prób zmiany konserwatywnego status quo, podejmowanych przez ruchy obywatelskie, czy nawet wciągnięcie tematu na sztandary dużego sejmowego ugrupowania jakim był Ruch Palikota.

Reklama