Właśnie mija pięć lat, odkąd miliarder Warren Buffet napisał w „New York Timesie”, że płaci niższe podatki niż jego własna sekretarka. Na ostatniej prostej kampanii wyborczej o podwyżkach podatków dla najbogatszych przypomnieli sobie walczący o amerykańską prezydenturę Hillary Clinton oraz Donald Trump. I co? I nic. Buffet (majątek wart 67 mld dol.) nadal płaci tak samo niskie podatki jak 5, 10 i 15 lat temu. I nie tylko on. Problem dojmująco niskiego opodatkowania wielkiego zakumulowanego kapitału dotyczy wszystkich zachodnich gospodarek. Kto uważa, że to jakieś populistyczne zawracanie głowy, niech koniecznie sięgnie do najnowszej pracy ekonomistów Kennetha Scheve’a i Davida Stasavage’a. Stworzyli oni potężną bazę danych dotyczącą opodatkowania najbogatszych w 20 najbardziej rozwiniętych krajach świata. I to na dodatek w imponującej historycznej skali od 1800 r. do dziś. Pod uwagę wzięli dwa kluczowe składniki. Pierwszy to najwyższa stawka podatku dochodowego. Drugim była wysokość podatku spadkowego. „Jeżeli jakiemukolwiek fiskusowi udało się kiedykolwiek opodatkować kapitał, to właśnie przy użyciu tych dwóch narzędzi” – przekonują autorzy.
Gospodarczy rozrusznik
Gdy te podatki nanieść na oś czasu, to będą one swym kształtem przypominały odwróconą literę U. Najpierw długo, długo nic. A potem (mniej więcej sto lat temu) ostro w górę. Szczyt przypada na lata 50., 60. i 70. XX w. To wtedy krańcowa stawka podatku dochodowego wynosiła w zachodnich gospodarkach średnio ok. 60 proc. (a bywały i kraje, gdzie sięgała nawet 90 proc.). Po czym zaczyna się gwałtowny spadek. Aż do dzisiejszych 38 proc. Wyjątków od tej reguły prawie nie było. A gdy się zdarzały, to przybierały postać groteskowych krótkotrwałych wahnięć. Jak choćby inicjatywa François Hollande’a, który w 2014 r. podniósł we Francji najwyższą stawkę PIT do 75 proc. A potem wycofał się z tego przedsięwzięcia zaledwie po roku.