Wielka energetyczna czwórka – koncerny PGE, Tauron, Energa oraz Enea – nie tylko inwestują miliardy w ratowanie upadających polskich kopalń, ale także w nowoczesne technologie. Wspólnie powołały do życia spółkę ElektroMobility Poland.
„Działalność spółki ma stymulować rozwój rynku pojazdów elektrycznych i rynków powiązanych, umożliwić polskim przedsiębiorcom konkurowanie na rynku unijnym i światowym, co powinno przynieść korzyści ekonomiczne, społeczne i ekologiczne dla gospodarki kraju, podnosząc konkurencyjność krajowych przedsiębiorców” – napisali założyciele we wniosku do prezesa UOKiK. Prezes miał się wypowiedzieć, czy nie dostrzega próby stworzenia antykonkurencyjnego kartelu. Nie tylko nie dostrzegł, ale na dodatek upublicznił całą sprawę. Tego wnioskodawcy nie przewidzieli.
W ten sposób mniejszościowi akcjonariusze koncernów energetycznych o wszystkim się dowiedzieli. I zamarli ze zgrozy. Uświadomili sobie, że energetyka, która musi wspierać budżet, utrzymywać górników, inwestować w nowe elektrownie, zajmie się także „budową prototypu i uruchomieniem masowej produkcji osobowych samochodów elektrycznych w wybudowanym zakładzie produkcyjnym, z jak najszerszym udziałem krajowych kooperantów”. To pachnie kolejnymi miliardami wyrzuconymi w błoto.
– Zaprojektowanie od zera rodziny nowych samochodów elektrycznych, przetestowanie ich i doprowadzenie do fazy wielkoseryjnej produkcji to koszt wielu miliardów euro. Do tego trzeba doliczyć budowę i wyposażenie nowej fabryki, stworzenie sieci sprzedaży. W sumie trzeba się liczyć z wydatkiem co najmniej kilkunastu miliardów euro – ocenia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.