Stowarzyszenie zmęczonych pasażerów
Łódź-Warszawa: kolejowa droga przez mękę
Tomasz Gidelski świętuje w tym roku mały jubileusz. Od 10 lat codziennie dojeżdża pociągiem ze stacji Łódź Widzew, koło której mieszka, do Warszawy Centralnej, skąd ma już blisko do pracy. Również od 10 lat trwa remont linii kolejowej łączącej stolicę z trzecim co do wielkości miastem w Polsce. Jego ukoronowaniem ma być otwarcie 11 grudnia nowego podziemnego dworca Łódź Fabryczna, kosztującego 1,7 mld zł.
Wyjątkowo nieudolnie przeprowadzana modernizacja przyniosła jeden pozytywny skutek. Po raz pierwszy w Polsce pasażerowie codziennie korzystający z pociągów, zamiast tylko narzekać, postanowili się zorganizować, by skuteczniej walczyć o swoje prawa. Kilka miesięcy temu zarejestrowali stowarzyszenie o nazwie Kolejowa Linia Łódzka, a Tomasz Gidelski został jego przedstawicielem. Jak do tego doszło?
Nowy rozkład jazdy
Pierwszy etap remontu feralnej trasy, między Skierniewicami a Łodzią, w latach 2006–08 przebiegł w miarę sprawnie. Naprawa 60 km torów kosztowała 900 mln zł. Pociągi potrzebowały co prawda nawet trzech godzin, żeby pokonać zaledwie 130 km między stolicą a Łodzią, ale pasażerowie mieli jeszcze w sobie sporo cierpliwości. Kuszono ich wizją szybkiej podróży trwającej niewiele ponad godzinę. Gdy ten remont wreszcie skończono, czas przejazdu wprawdzie się skrócił, jednak tylko do dwóch godzin. Wciąż długo, ale przecież zaraz miał się zacząć drugi etap modernizacji między Skierniewicami a Warszawą. Kolejny remont jednak się opóźniał, bo Polskie Linie Kolejowe nie potrafiły wybrać wykonawcy. Gdy w 2010 r. wreszcie podpisały umowę, wartą ponad miliard złotych, zaczęła się prawdziwa katastrofa.
– Najgorszy wcale nie był długi czas jazdy, tylko totalna dezorganizacja.