Dziś już nie Grecja jest najsłabszym ogniwem wspólnej waluty, bo tę rolę przejęły Włochy. Oferują idealnie wybuchową mieszankę – niestabilną sytuacją polityczną po dymisji premiera Renziego, groźbę przedterminowych wyborów, które może wygrać nieobliczalny Ruch Pięciu Gwiazd, wieloletni marazm gospodarczy, wysokie bezrobocie, ogromny dług publiczny i, jakby tego było mało, szereg banków pogrążonych w kryzysie.
To w zasadzie cud, że kraj trapiony tyloma problemami nie tylko nie eksploduje, ale nawet funkcjonuje całkiem nieźle. Na tyle nieźle, że społeczeństwo nie bało się odrzucić wczoraj całkiem sensownego projektu reform politycznych, byle tylko pozbyć się aroganckiego premiera.
Mario Draghi, nieoficjalny premier Włoch
Włochom głosowanie na „nie” przyszło stosunkowo łatwo, bo doskonale wiedzą, że ich krajem rządzi rodak, ale nie z Rzymu, tylko z Frankfurtu nad Menem. To Mario Draghi, prezes Europejskiego Banku Centralnego, który robi, co może, żeby jego ojczyźnie nie stała się krzywda. Teraz znowu zapewne zwiększy skupowanie włoskich obligacji, aby inwestorzy nie wpadli w panikę i nie doprowadzili jego ojczyzny do bankructwa.
A we Włoszech tymczasowo władzę przejmie kolejny rząd techniczny – wynalazek, który Włosi doprowadzili do perfekcji. Draghi będzie ratował, a technokraci będą administrować. I tak Włosi dotrwają zapewne do kolejnych wyborów.
Gospodarka po dymisji Renziego
Jednak te w końcu będą musiały się odbyć. Faworytem jest dziś Ruch Pięciu Gwiazd dowodzony chaotycznie przez Beppe Grillo. Jego zwycięstwo byłoby drugim krokiem ku wyjściu ze strefy euro.