Mark Zuckerberg, szef Facebooka, to człowiek bardzo ceniący sobie prywatność. Przynajmniej kiedy chodzi o jego rodzinę. Gdy kupił wielką posiadłość na Hawajach, od razu ogrodził ją wysokim murem. A potem zaczął szukać osób, które mogłyby mieć historyczne prawa do pobliskich działek. Chciał je zmusić do zrzeczenia się za pieniądze wszelkich roszczeń i przejąć w sumie prawie 300 ha. Wszystko po to, żeby jego rodzina mogła w spokoju rozkoszować się wakacjami na Hawajach. Dopiero ostre lokalne protesty zmusiły go do porzucenia planów wymuszonego wykupu.
To paradoks, bo Mark Zuckerberg zawodowo zajmuje się zachęcaniem ludzi na całym świecie do dzielenia się swoim życiem z innymi. Cała idea serwisu Facebook polega na ciągłym poszerzaniu kręgu znajomych i informowaniu ich o wszystkich ważnych i całkiem nieważnych wydarzeniach. Na Facebooku nikt nie stawia murów, nikt się nie grodzi, tylko otwiera szeroko drzwi do swojego świata. Czasem tak szeroko, że sam już nie bardzo rozumie, na co się zgodził.
Serwis Facebook i wyszukiwarka Google to dwa najbardziej znane przykłady nowego modelu biznesowego w wirtualnym świecie. Obaj giganci na pozór oferują usługi za darmo. Założenie i utrzymywanie konta na Facebooku nic nie kosztuje, tak samo jak wyszukiwanie informacji w Google czy używanie poczty elektronicznej Gmail. Tyle teoria, bo w praktyce są to oczywiście usługi płatne. Tyle że walutą rozliczeniową nie jest dolar ani złoty, lecz dane osobowe korzystających z komunikatora i informacje o całej ich aktywności. Kto na przykład rejestruje się na Facebooku, ten zgadza się, żeby serwis wykorzystywał dla swoich potrzeb wszelkie informacje o użytkowniku.
Facebook uważnie obserwuje, jakie zamieszczamy posty, analizuje nasze zdjęcia i filmy, sprawdza, kogo mamy wśród znajomych.