Już nie ma nic, oprócz długów. Nawet nadziei, że sprzedaż dwóch cennych nieruchomości – poprzedniej siedziby firmy i fabryki w Gdańsku nad Motławą, tzw. Kamiennej Grobli, oraz starego kina Goplana w Gdyni – pozwoli uporać się z długami i coś jeszcze zostanie na życie. Ze spodziewanych 16 mln zł dało się uzyskać zaledwie 8, stąd obawa, że komornik zlicytuje ostatnie, co jej zostało – piękną willę w Gdyni Orłowie, 15 minut spacerem od morza. Mieszka w niej z synem Grzegorzem. Ciężko chorym, niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania. Bożena Batycka rozmawia ze znaną trójmiejską kancelaria prawną, żeby pomogła jej odzyskać to, co straciła – logo Batycki. Firma radzi sobie na rynku znacznie lepiej niż była właścicielka.
– W historii Bożeny Batyckiej splatają się ze sobą dwa porządki: biznesowy i rodzinny – uważa Paweł Rabiej, obecnie poseł Nowoczesnej. – Nie da się ich rozplątać. Batycką zna od lat, współpracował z nią jeszcze jako twórca think tanku, który w latach 2012–13 organizował cykl debat na temat sukcesji w firmach rodzinnych. Była w nich, obok Jacka Santorskiego, stałym prelegentem. Opowiadała o własnych problemach z sukcesją, chętnie słuchana przez innych przedsiębiorców. Uważano ją za kobietę sukcesu, przedsiębiorcy ciekawi byli szczegółów jej modelu biznesowego. Niechętnie w nie wchodziła. Dziś już wiadomo dlaczego. Nie miała w tej sprawie wiele do powiedzenia, w firmie działo się źle. Wolała mówić o marce, którą stworzyła i wykreowała.
Głównym biznesowym grzechem Bożeny Batyckiej było to, że od wycofania się byłego męża z biznesu w 1997 r. pełniła w firmie funkcję prezesa, choć nigdy zarządzaniem się nie zajmowała. Absolwentka handlu zagranicznego bilansów nie lubiła ani nie czuła się kompetentna do ich studiowania.