Adam Grzeszak: – Bardzo pan zapracowany, jak to Ukrainiec w Polsce. Trudno pana złapać.
Jurij Kariagin: – Właśnie wróciłem do Warszawy z Kijowa, gdzie uczestniczyłem w konferencji naukowej zorganizowanej przez akademie nauk Polski i Ukrainy. Zaraz idę na polsko-niemiecką konferencję w Fundacji im. Friedricha Eberta.
Co jest tematem tych konferencji?
W obu przypadkach koncentrują się na zmianach demograficznych i sytuacji na rynku pracy. Europa się starzeje, więc wszyscy gorączkowo myślą, co robić, jak sobie poradzić i skąd brać pracowników.
Na szczęście jest Ukraina.
Szacuje się, że już ok. 5 mln Ukraińców pracuje za granicą. W ciągu roku przesyłają do kraju 5 mld euro. Jednak problemy, które dotykają krajów UE, dotyczą także Ukrainy. Emigracja zarobkowa sprawia, że kraj się wyludnia – szczególnie zachód, Wołyń, Karpaty. Dorosło właśnie pokolenie niżu demograficznego, więc w niektórych branżach brakuje pracowników. Kiedy chciałem wyremontować mieszkanie w Kijowie, miałem problem ze znalezieniem fachowców. Wszyscy wyjechali…
Do Polski?
Nie tylko, także do innych krajów UE, zwłaszcza do Niemiec, które są uznawane za bardzo pożądane miejsce pracy. Ważnym kierunkiem emigracji zarobkowej jest też Rosja, która stara się przyciągać mieszkańców szczególnie ze wschodniej, rosyjskojęzycznej części Ukrainy, oferując im szybką ścieżkę uzyskania obywatelstwa. Właściwie trudno dziś znaleźć kraj, gdzie nie pracowaliby Ukraińcy.
To tak jak Polacy. Już 2,5 mln naszych obywateli wyjechało w poszukiwaniu lepszego życia.
Ukraińcy szukają przede wszystkim pracy, której nie mogą znaleźć u siebie, ale także bezpieczeństwa. W Polsce jest dobra koniunktura gospodarcza, Ukraina zaś boryka się z kryzysem, a na dodatek toczy się u nas konflikt zbrojny.