Na pierwszy rzut oka rosyjska baza wojskowa Trefoil (czyli koniczynka) wydaje się sympatycznym miejscem do życia. Takie przynajmniej wrażenia pozostawia wirtualna wycieczka, którą rosyjska armia oferuje na swojej stronie internetowej. Możemy zajrzeć tam, gdzie wojskowi pozwolili – na siłownię, do stołówki, zobaczyć zdjęcie Władimira Putina podczas wizyty gospodarskiej i sympatyczne psiaki. Wrażenie przytulności mija, gdy spojrzymy na mapę.
Trefoil został zbudowany na Ziemi Aleksandry – wyspie należącej do archipelagu Franciszka Józefa, na środku Morza Barentsa. To druga arktyczna baza wojskowa oddana do użytku podczas 17-letnich rządów Putina. W przygotowaniu kolejne cztery. Odświeżane są też stare sowieckie bazy, powiększany stan floty, a w 2014 r. Rosja uzupełniła doktrynę wojenną, dopisując do niej obronę interesów w rejonie Oceanu Arktycznego. W ostatniej Paradzie Zwycięstwa na placu Czerwonym uczestniczyły wojska służące na dalekiej północy. Rosjanie robią wszystko, żeby udowodnić słuszność swoich roszczeń do złóż znajdujących się pod topniejącą pokrywą lodową Arktyki.
Lodowe eldorado
Według szacunków US Geological Survey Arktyka kryje 13 proc. światowych zasobów ropy i 30 proc. gazu. – Jest też aluminium, chrom, cyna, grafit, kobalt, mangan, miedź, nikiel, ołów, tytan, uran, a nawet złoto, srebro i diamenty – wylicza dr Przemysław Zaleski, ekspert Fundacji Pułaskiego i portalu energetyka24.com, pracownik Politechniki Wrocławskiej.
Ocieplenie klimatu sprawia, że gwałtownie topniejąca pokrywa lodowa Arktyki ułatwia dotarcie do tych niedostępnych do tej pory skarbów. Rodzi też ogromne zagrożenia. Greenpeace ostrzega, że do 2035 r. w porze letniej lodu na Arktyce może nie być wcale. Topnienie wiecznej zmarzliny i odwrócenie prądów oceanicznych zmieni klimat na Ziemi.