Na styczniowych targach elektroniki użytkowej CES w Las Vegas firma LG postanowiła zaprezentować światu robota o nazwie Cloi. Ma być domowym pomocnikiem i asystentem, ale zamiast wzbudzić zachwyty, stał się obiektem drwin. Robot Cloi nie chciał bowiem odpowiadać na pytania ani reagować na polecenia. Najpierw grzecznie się przywitał, ale potem, pytany o postępy w praniu i o kuchenne przepisy, po prostu zaniemówił. Pytanie tylko, czy to wina technicznego niedopracowania, czy może świadectwo spektakularnego sukcesu programistów. Sam (sama?) Cloi wie najlepiej, czy była to tylko awaria, czy po prostu forma protestu maszyny przeciwko traktowaniu jej jako służby w inteligentnym domu.
Właśnie taki dom przyszłości okazał się przebojem targów w Las Vegas. Od lat już słyszymy o różnych inteligentnych czy uczących się sprzętach, które mają zmienić nasze nieruchomości w miejsca naszpikowane najnowocześniejszą techniką. Producenci zachwalają automatycznie sterowane bramy, rolety czy termostaty, czujniki dymu, sprzęt RTV i AGD połączony z internetem albo oświetlenie dostosowujące się do wymagań użytkownika. Jednak do tej pory inteligentny dom traktowany był przede wszystkim jako kosztowny gadżet, raczej zabawka, a nie coś zupełnie naturalnego i normalnego.
To postrzeganie chcą teraz zmienić technologiczni giganci, firmy, takie jak Amazon, Apple, Google czy Samsung. Udało im się przekonać nas, że smartfon to nieodłączny element życia, służący zarówno do pracy, jak i rozrywki. Kolejnym krokiem ma być właśnie zmiana zwykłego „analogowego” domu w miejsce pełne najnowocześniejszej elektroniki. Czyli smartmieszkanie zamiast zwykłego mieszkania. Wartość rynku sprzętów dla inteligentnego domu wynosi dziś ok. 27 mld dol. rocznie na całym świecie. Za pięć lat ma się podwoić.