Rynek

Podatek paliwowy wraca jako „opłata emisyjna”

Opłata emisyjna – 10 groszy od każdego litra sprzedanego paliwa – to kolejny podatek. Opłata emisyjna – 10 groszy od każdego litra sprzedanego paliwa – to kolejny podatek. Skitterphoto / Pixabay
Tym razem chodzi o opłatę emisyjną – 10 groszy od każdego litra sprzedanego paliwa. Opodatkowani mają go nie poczuć, bo ceny na stacjach mają nie wzrosnąć. Kolejny cud gospodarczy?

Wystarczy nie kraść – słynna recepta premier/wicepremier (niepotrzebne skreślić) Beaty Szydło na rozwój gospodarczy przestała chyba działać. Opłata emisyjna jest kolejnym podatkiem uchwalanym przez Sejm w tej kadencji, choć były obietnice, że nowych podatków wprowadzać nie ma potrzeby. Niektóre można nawet obniżyć, jak choćby VAT, powracając do 22 proc. Jedynie banki i hipermarkety miały doczekać się dodatkowych obciążeń.

Kreatywna polityka fiskalna

Ten zakaz tworzenia nowych podatków zmusza autorów kolejnych pomysłów fiskalnych do kombinowania z nazwami. Tak jak z trzecim progiem podatkowym PIT dla najbogatszych, który zyskał nazwę daniny solidarnościowej na niepełnosprawnych.

Czytaj także: Paliwo dla bogaczy

Na tej samej zasadzie nowy podatek paliwowy to będzie opłata emisyjna. Teoretycznie na walkę ze smogiem i rozwój transportu niskoemisyjnego. Gdyby rzeczywiście na ten cel poszły pieniądze, byłoby może nie najgorzej. Ale w takie deklaracje trudno uwierzyć. Opłata paliwowa też teoretycznie ma iść na budowę dróg i linii kolejowych, ale jak się okazuje – nie wszystko trafia na konto Krajowego Funduszu Drogowego. Część pieniędzy gdzieś się rozchodzi. Dlatego podobnie może być w przypadku uchwalonej opłaty emisyjnej. Na jakie cele zostanie wykorzystana?

Podatek paliwowy bis

To już drugie w tej kadencji podejście PiS do podatku paliwowego. Poprzednie miało miejsce rok temu. Posłowie chcieli przeprowadzić w Sejmie ustawę, dokładając do każdego litra 0,25 zł opłaty drogowej. Teoretycznie pieniądze miały iść na budowę dróg lokalnych. Ale nie poszły, bo ustawa wzbudziła takie niezadowolenie suwerena, że prezes Kaczyński nacisnął na pedał hamulca i sejmowa machina legislacyjna zatrzymała się w miejscu.

Reklama