Bitwa o niedzielny handel trwa
PiS i „Solidarność” dobijają polski kapitał w handlu
Niedzielny zakaz pracy w handlu obowiązuje nieco ponad pół roku, ale już wkrótce zostanie prawdopodobnie zaostrzony. Rząd przyznaje, że chce załatać dziurę w ustawie, dzięki której wiele małych sklepów, zwłaszcza w ramach sieci Żabka, nazywa się placówkami pocztowymi i we wszystkie niedziele może pracować bez żadnych ograniczeń. Związkowcy z „Solidarności”, którzy niedzielne zakazy wylobbowali w sojuszniczym PiS, idą jednak dalej w swoich żądaniach.
Żabki zamknięte w niedziele, nawet jeśli właściciel stanie za ladą
Twierdzą oni, że sklepy franczyzowe powinny być w niedziele zamknięte, nawet jeśli za ladą stanie właściciel, a nie pracownik. Gdyby przyjąć taką interpretację ustawy, w niedziele nie mogłyby pracować Żabki, ani inne małe sklepy zrzeszone w sieciach franczyzowych. A takich punktów wciąż przybywa, bo w pełni niezależnym sklepom jest bardzo trudno przetrwać na niezwykle konkurencyjnym rynku. Przyłączają się do sieci nie z własnej woli, ale by mieć dostęp do tańszych produktów i rozpoznawalnej marki.
Jeśli rząd ulegnie związkowcom, klientom będzie znacznie trudniej niż dziś zrobić drobne, niedzielne zakupy. Zwłaszcza że od przyszłego roku niedziela bez ograniczeń w handlu ma być już tylko jedna w miesiącu. Sporo stracą również właściciele małych, rodzinnych sklepów franczyzowych, którzy podkreślają, że ich zakaz nie powinien dotykać. W końcu oni płacą w Polsce podatki i są właścicielami swoich punktów.
W sobotę sklepy otwarte krócej
Na tym nie koniec możliwych zmian na gorsze dla klientów. „Solidarność” ma jeszcze jeden ważny pomysł. Chce zamykać wszystkie sklepy w soboty wcześniej niż dzisiaj. Pracownicy mieliby mieć wolne już od godz. 22, czyli dyskonty, supermarkety czy hipermarkety musiałyby zostać zamknięte najpóźniej o godz. 21:30 (albo nawet 21:00). Tymczasem po wprowadzeniu niehandlowych niedziel wiele sieci, zwłaszcza w dużych miastach, wydłużyło czas pracy w soboty nawet do godz. 23. Na brak klientów nie narzekają.
Na zakazie handlu w niedzielę najbardziej skorzystały duże sieci
Kolejne obostrzenia nie zmienią podstawowego skutku niedzielnego zakazu. Wiadomo, że jego największymi wygranymi nie są wcale małe sklepy, jak przekonywali zgodnie PiS i „Solidarność”. Zwycięzcy to wielkie sieci handlowe na czele z Biedronką i Lidlem, które dzięki marketingowej ofensywie zachęciły Polaków do robienia zakupów na zapas i wszystkie siły rzuciły na piątki oraz soboty. Opłaciło się. Paradoksalnie zakaz pomógł zatem najbardziej tym, którym podobno miał zaszkodzić. Aż dziwne, że właściciele Biedronki nie przyznali jeszcze specjalnych nagród działaczom „Solidarności” za umożliwienie im najskuteczniej akcji marketingowej od lat.
Czytaj także: Zakaz handlu w niedziele – sieci zaczynają podchody
PiS przyspieszył zapaść polskiego kapitału w handlu
A inni? Polskie sieci handlowe są największymi przegranymi niedzielnych ograniczeń, bo mają jeszcze jeden problem, z którym muszą się zmierzyć. Piotr i Paweł właśnie walczy o życie – pozbywa się kolejnych sklepów, próbuje ratować przed wierzycielami i szuka inwestorów. Stokrotka została sprzedana Litwinom, a coraz większe kłopoty mają też polskie sieci hurtowe, bo dramatycznie maleje liczba niezależnych sklepów, którym sprzedawały dotąd towary. Niedzielny zakaz nie tylko nie spowolnił, ale jeszcze przyspieszył zapaść polskiego kapitału w polskim handlu. PiS i „Solidarność” mogą sobie pogratulować.