Jeszcze niedawno Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, zapowiadał szybką rewolucję. Ostatnia obowiązkowa dla całej Unii zmiana czasu miała nastąpić pod koniec marca 2019 r. W październiku wskazówki przestawiono by wyłącznie w tych krajach, które przeszłyby na stały czas zimowy. Szybko jednak okazało się, że ambitne plany Junckera, który chciał mocnym akcentem zakończyć swoją kadencję, trzeba będzie zrewidować. Dlaczego?
Czytaj także: Wszystkie argumenty za zniesieniem zmiany czasu
Likwidacja zmiany czasu odłożona do 2021 r.
Bo wiele państw ma wątpliwości i zaskoczyło je tempo narzucone przez przewodniczącego Komisji. Przecież w Unii do wszystkiego dochodzi się powoli, debatując, spierając się, żądając i ustępując. Nie inaczej będzie zatem i w tym przypadku. Wiadomo, że na ostateczne ustalenia poczekamy, a zmiany czasu będą stosowane we Wspólnocie przynajmniej do wiosny 2021 r. Jak twierdzą politycy wielu krajów, w tym Polski, trzeba przeprowadzić analizy i konsultacje społeczne. Mimo że temat jest dyskutowany od lat, badań naukowych nie brakuje, a sama Komisja przeprowadziła ogólnounijną ankietę. Wiemy doskonale, że dla gospodarki korzyści z przestawiania wskazówek, kiedyś zauważalne, są dziś marginalne.
Rezygnacja z czasu letniego i zimowego łatwa w teorii
Rzeczywisty powód opóźnienia w podjęciu decyzji to obawy wielu krajów przed reakcjami obywateli. Bo chociaż w większości państw przeważają zwolennicy likwidacji zmian czasu, to już nowy porządek wywoła na pewno spore protesty.