Ponad stu rolników z AgroUnii Michała Kołodziejczaka w godzinach porannego szczytu zablokowało plac Zawiszy w Warszawie, uniemożliwiając mieszkańcom dostanie się do pracy. Rozrzucili jabłka, wyłożyli zwłoki świni, podpalili opony, dokładając warszawiakom smogu, i uznali, że zadyma broni interesów polskiego rolnictwa.
Michał Kołodziejczak zakpił też sobie z policji, mówiąc, że jeśli ktoś nie potrafi bronić ulicy, to jak może obronić Polskę przed napływem wątpliwej jakości produktów z innych krajów? Protestujący powtórzyli też swoje postulaty: w sieciach handlowych ma być co najmniej 50 proc. produktów pochodzenia polskiego, a każdy towar musi być oznakowany flagą narodową kraju jego pochodzenia. Na pytanie, jaką chorągiewką oznaczyć np. serek wyprodukowany wprawdzie w Polsce, ale przez firmę zagraniczną, protestujący na razie nie odpowiedzieli.
Czytaj także: Rolnicy bronią polskiej żywności czy jej szkodzą?
Polski towar, czyli jaki?
Wbrew pozorom to bardzo ważne pytanie. Jeśli bowiem uznamy, że towar wyprodukowany w Polsce przez polską załogę, ale w fabryce będącej własnością kapitału zagranicznego, jednak można oznaczyć flagą biało-czerwoną, to z góry można założyć, że w sieciach handlowych polskich towarów jest grubo więcej niż postulowane 50 proc. Jeśli jednak o fladze decydować ma narodowość właściciela fabryki, to tych zagranicznych będzie o wiele więcej, więc sporo towarów będzie musiało z polskich sklepów zniknąć i wkrótce mogą one zacząć świecić gołymi półkami.