Leo Express po zimowej przerwie wraca od piątku na polskie tory. Niestety, czeski przewoźnik wciąż oferuje tylko jedną trasę – z Krakowa do Pragi, obsługiwaną wyłącznie w weekendy. Być może latem pociągi pojadą codziennie, a trasa zostanie wydłużona do Przemyśla. Jednak do prawdziwej konkurencji w przewozach dalekobieżnych droga bardzo daleka. Dziś monopol ma państwowa spółka PKP Intercity, która obsługuje równocześnie połączenia dotowane (pod marką TLK i IC) oraz komercyjne (EIC i EIP, czyli popularne Pendolino).
Czytaj także: Czeskie Pendolino konkurencją dla polskiej kolei?
Rząd wspiera PKP i blokuje zagranicznych przewoźników
Rząd wspiera jak może swojego przewoźnika. Z jednej strony daje mu rocznie już ponad 600 mln zł na obsługę połączeń dotowanych bez żadnego przetargu, a z drugiej chroni go przed prywatną konkurencją. Leo Express planował obsługiwać trasy ze stolicy do Krakowa i Gdańska, ale z powodu biurokratycznych przeszkód na razie zrezygnował. Zainteresowanie naszym rynkiem wyraża też inny prywatny czeski przewoźnik, RegioJet. Ale i on nie ma co liczyć, że łatwo będzie mu wjechać na polskie tory. Problem nie tylko w uzyskaniu potrzebnych zezwoleń, co trwa bardzo długo, ale też w udowodnieniu, że nowe połączenie nie zagrozi w żaden sposób tym dotowanym przez rząd. Co ciekawe, przewoźnicy autobusowi nie muszą tego robić, chociaż ich połączenia często jak najbardziej konkurują z kolejowymi.
Czytaj także: Najazd zagranicznych przewoźników
W Polsce to PKP narzuca (wysokie) ceny
Tymczasem PKP Intercity monopol wykorzystuje i dyktuje wysokie ceny, zwłaszcza na trasach z Warszawy do Krakowa, Katowic czy Gdańska, gdzie dominują drogie pociągi EIC i EIP. Wejście konkurencji przyniosłoby szybki spadek cen. Tak stało się w Czechach na głównej trasie kolejowej między Pragą a Ostrawą, gdzie koleje państwowe muszą mierzyć się z RegioJetem i Leo Expressem. Nawet krótko przed odjazdem można kupić bilet kosztujący równowartość kilkudziesięciu złotych, podczas gdy u nas cena „last minute” na Pendolino to aż 150 zł. Konkurencja okazała się świetnym rozwiązaniem dla pasażerów także we Włoszech na liniach dużych prędkości, w Szwecji między Sztokholmem i Göteborgiem czy w Austrii na linii łączącej Wiedeń, Linz i Salzburg.
Czytaj także: Nowy rozkład jazdy PKP. Czeka nas mniej tanich połączeń i droższe bilety
PiS dotuje i zniechęca konkurentów – byle zdążyć przed UE
U nas, niestety, PiS prowadzi zupełnie inną politykę. Dotacja jest i będzie przydzielana PKP Intercity nadal bez przetargu. Firma nie musi bać się kar za nagminne spóźnienia, za marny standard wielu wagonów czy za problemy z czystością. Co więcej, rząd planuje podpisanie ze swoim przewoźnikiem 15-letniej umowy, aby zdążyć przed wejściem w życie nowych unijnych przepisów, które mają całą kolej we wspólnocie otworzyć na konkurencję. Równocześnie Urząd Transportu Kolejowego rzuca kłody pod nogi każdemu, kto chciałby w Polsce uruchomić nowe, konkurencyjne połączenia. Czas rozpatrywania wniosków i ogrom wymaganych dokumentów to narzędzia mające już na starcie zniechęcić potencjalnych zainteresowanych naszym rynkiem.
Na końcu i tak płacą pasażerowie
Za tę politykę płacą oczywiście pasażerowie, z których część woli wybrać znacznie tańsze połączenia autobusowe albo wspólne przejazdy samochodami. Zwłaszcza że na popularnych trasach PKP Intercity uruchamia z roku na rok coraz mniej pociągów dotowanych, a coraz więcej drogich, komercyjnych. W ten sposób prowadzimy absurdalną politykę. Wydajemy miliardy na remonty torów i równocześnie zupełnie nie wykorzystujemy ich potencjału. Wszystko idzie po myśli rządu, tylko od czasu do czasu trzeba tym wrednym Czechom pokazać miejsce w szeregu. Niech nie myślą, że u nas będzie jak u nich, gdzie kolej tworzy jeden system, a stosunek jakości do ceny jest godny pozazdroszczenia.
Czytaj także: Czy PKP Intercity zrezygnuje ze sprzedaży biletów bez wskazania miejsca?