Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, rząd dopingowany przez związkowców z bratniej „Solidarności” zastanawia się, jak jeszcze bardziej ingerować w sektor handlowy. Zamykanie większych sklepów w niedziele nie powstrzymało bowiem trendu, który obserwujemy od lat – likwidowania małych, niezrzeszonych placówek. Politycy PiS obiecywali oczywiście, że to one najwięcej skorzystają na ograniczeniach niedzielnych, ale wygranymi okazały się głównie dyskonty i stacje benzynowe.
Czytaj także: Niedziele handlowe – kiedy wypadną w 2019 i dlaczego to nie koniec zamieszania
Krótsze godziny otwarcia, układy zbiorowe, nowy podatek
Jednak „Solidarność” chce wykorzystać swoje wpływy i jak zapowiadała wcześniej, planuje dalej przykręcać śrubę dużym sieciom handlowym. Pomysłów jest wiele. Jeden z nich to skracanie godzin otwarcia w inne dni niż niedziela. Związkowcy oburzają się, że niektóre sklepy zamykają się w piątki i soboty dopiero o godz. 22 albo nawet 23. Poza tym pojawia się pomysł wprowadzenia minimalnej liczby pracowników w zależności od wielkości sklepu, a nawet objęcie branży układami zbiorowymi. Rząd ze swojej strony marzy o wprowadzeniu nowego podatku po tym, jak ten obrotowy został zablokowany przez Komisję Europejską. Tym razem sieci miałyby płacić w zależności od tego, jak oddziałują na środowisko.