Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Zakładnicy Amerykanów

Mimo dwóch katastrof Boeinga linie nie zrywają kontraktów z producentem

Boeing 737 MAX w fabryce w Renton Boeing 737 MAX w fabryce w Renton Forum
Wciąż liczą na wyciszenie skandalu, bo wielkiego wyboru po prostu nie mają.

Taki spokój szefów wielkich przewoźników może szokować. Chociaż w ciągu pięciu miesięcy rozbiły się dwa samoloty Boeing 737 Max, mało kto krytykuje głośno amerykańskiego producenta. Znany z ostrego języka prezes Ryanaira Michael O'Leary, który czeka na dostawę ponad stu egzemplarzy tej maszyny, twierdzi, że nie ma powodów do niepokoju, a Boeing na pewno poradzi sobie z problemami.

Szef Lufthansy Carsten Spohr, który 737 Max nawet jeszcze nie zamówił, nie wyklucza, że zrobi to w przyszłości. Prezes Norwegiana Bjørn Kjos co prawda zapowiada, że zażąda odszkodowań za uziemienie maszyn, ale kolejnych zamówień nie odwołuje. Także nasz Lot nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów. Do tej pory dostał pięć egzemplarzy 737 Max, czeka jeszcze na kolejnych siedem. Spośród ponad 5 tys. zarezerwowanych egzemplarzy Boeing stracił na razie zaledwie 50, bo zamówienie anulowała indonezyjska linia Garuda. Nawet dwaj przewoźnicy, których 737 Max niedawno się rozbiły, czyli indonezyjski Lion Air oraz Ethiopian Airlines, na razie nie zerwali umów z Boeingiem i zastanawiają się, co robić.

Nigdy dotąd usterki nowych modeli nie kończyły się tak źle

Tymczasem sytuacja, z jaką mamy do czynienia, jest naprawdę wyjątkowa. Często zdarza się, że nowy typ samolotu cierpi na tzw. choroby wieku dziecięcego, bo na początku eksploatacji wykrywa się sporo usterek. Czasem zdarzają się nawet poważniejsze awarie, jak w przypadku innej maszyny Boeinga – modelu 787 (zwanego Dreamlinerem). Sześć lat temu, krótko po wprowadzeniu tego samolotu na rynek, doszło do dwóch pożarów akumulatorów. Przez kilka tygodni wszystkie Dreamlinery były uziemione, a Boeing szybko musiał wymienić wadliwe baterie.

Reklama