Leków brakuje coraz bardziej. W wakacje trudniej też dostać się do specjalisty, żeby przepisał zamiennik. Po głośnej sprawie grupy pacjentów reumatologicznych ze Śląska, którzy zaskarżyli szpital, że w trakcie kuracji zaczęli być leczeni innym lekiem niż wcześniej, NSA uznał, że zamienniki można stosować tylko u chorych rozpoczynających terapię. Ten wyrok to jednak fikcja. Co mają robić ci, którzy z braku leku w ogóle muszą kurację przerwać?
Lista pozycji deficytowych wydłuża się od lat. – Są na niej leki oryginalne, które zamienników nie mają, więc żadnym innym specyfikiem nie można ich zastąpić, np. niektóre stosowane w chemioterapii – twierdzi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, który prowadzi jednocześnie aptekę na Opolszczyźnie. – Są także te ratujące życie, np. przeciwzakrzepowe, mające już zamienniki, jak słynne Clexane. Od pewnego czasu brakuje leków na tarczycę, więc z aptek znikają też zamienniki. Chorzy na astmę szukają leków wziewnych.
O preparatach insulinowych, glukometrach i innych drobiazgach nie warto wspominać.
Pokusa łatwego zarobku
Pacjent z receptą coraz częściej słyszy w aptece, że leku nie ma. Odkąd bowiem ustawa refundacyjna radykalnie obniżyła marże na leki współfinansowane przez państwo, właścicieli aptek nie stać, aby mieć na półkach pełen asortyment, nawet tych refundowanych. Trzymają tylko te, po które chorzy zgłaszają się najczęściej. Nie stać ich na zapasy. Zwłaszcza że sami na pieniądze od NFZ zwykle muszą czekać po kilka tygodni. Jeśli mamy szczęście, za dzień, dwa mogą nam specyfik sprowadzić z hurtowni. Przed ustawą hurtownie w dużych miastach dowoziły leki nawet kilka razy dziennie, ale marże hurtowe także zostały drastycznie obcięte, więc i one redukują koszty.