Lotnictwo wspierane czy zwalczane? Francja chce podatku ekologicznego od biletów
Od przyszłego roku francuski rząd chce nałożyć nową daninę na linie lotnicze. Od każdego pasażera wylatującego z francuskiego portu zapłacą od 1,5 do nawet 18 euro – w zależności od długości trasy i rodzaju klasy. W przypadku ekonomicznej podatek nie przekroczy 3 euro, za to w klasie biznesowej wyniesie od 9 do 18 euro. Podobny podatek wprowadziła już Szwecja, a przymierza się do niego Holandia. Oficjalnie nie chodzi o dodatkowe wpływy do budżetu (chociaż Francja liczy na prawie 200 mln euro rocznie), ale o walkę z rosnącą emisją dwutlenku węgla i ograniczenie niekontrolowanej ekspansji linii lotniczych.
Bez akcyzy, bez podatków, z dopłatami do działalności
Paradoks polega na tym, że przez lata ta właśnie ekspansja była praktycznie przez wszystkie państwa aktywnie wspierana. Także podatkowo, bo linie lotnicze nie płacą w przypadku paliwa ani akcyzy, ani nawet VAT. Są pod tym względem wyjątkowo uprzywilejowane, bo przecież indywidualni kierowcy, spedytorzy czy właściciele przewoźników autobusowych podobnych preferencji nie mają. Do tego bilety lotnicze na trasach międzynarodowych również nie są objęte podatkiem VAT.
Ale na tym wcale nie koniec. Szereg deficytowych portów lotniczych w Europie funkcjonuje dzięki skandalicznie niskim opłatom pobieranym od przewoźników oraz mniej lub bardziej ukrytym dotacjom. Korzystają z nich zwłaszcza linie niskokosztowe, popularnie zwane tanimi, jak Ryanair. Otrzymują tzw. opłaty marketingowe, a w zamian za to uruchamiają połączenia, które bez takich subwencji byłyby po prostu nierentowne.