Po kilku latach planowania jedna z flagowych inwestycji rządu PiS przybliża się do realizacji, być może w sam raz na jesienne wybory. Urząd Morski w Gdyni wybrał najkorzystniejszą ofertę na pierwszy, największy etap prac związanych z budową przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Konsorcjum belgijskiej firmy Besix i polskiego NDI zaproponowało wykonanie portu osłonowego od strony Bałtyku, samego przekopu oraz sztucznej wyspy na Zalewie Wiślanym za ponad 992 mln zł. Kosztorys tego etapu prac wynosił 718 mln zł. Rząd wcześniej liczył, że cała inwestycja pochłonie 880 mln zł, więc wiadomo już, że to się nie uda.
Czytaj także: Przekop przez Mierzeję Wiślaną to chybiona inwestycja. Oto dlaczego
Przed podpisaniem umowy z konsorcjum Besix i NDI Urząd Morski musi jeszcze sprawdzić formalne przygotowanie wykonawców, także w zakresie niezalegania z podatkami czy składkami społecznymi. Zapewne trzeba będzie też rozstrzygnąć odwołania wykonawców, których oferty zostały odrzucone. Zanim formalności się zakończą, minie co najmniej kilka tygodni.
Zgodnie z warunkami grudniowej decyzji środowiskowej prace i tak nie mogą rozpocząć się przed październikiem, choć niewykluczone, że ze względu na procedury nastąpi to później. Całkiem możliwe, że temat wbijania pierwszej łopaty ponownie wypłynie tuż przed wyborami. W poprzedniej kampanii, samorządowej, prezes Kaczyński wbił pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia słupek na bałtyckiej plaży, symbolicznie „inaugurując” projekt. Teraz może uda się rozpocząć rzeczywiste prace budowlane tuż przed głosowaniem.
Czytaj także: Pierwsze ofiary przekopu Mierzei Wiślanej
Rząd idzie na całość. Cena nie przeszkadza
Rząd już wcześniej mówił, że nawet jeśli przekop będzie droższy niż założone 880 mln zł, to pieniądze się znajdą. Biorąc pod uwagę oferty złożone w przetargu na pierwszy etap prac, można szacować, że inwestycja zamknie się w 1,2–1,3 mld zł. To oczywiście nie uwzględnia dalszych prac związanych z utrzymaniem kanału, przede wszystkim toru wodnego do Elbląga. Zalew Wiślany jest płytki i zamulony, więc prace utrzymaniowe będą niezbędne ciągle. Warto zresztą pamiętać, że pod względem nakładów na utrzymanie infrastruktury transport wodny śródlądowy jest w polskich warunkach zdecydowanie droższy niż kolejowy, a nawet drogowy.
Czytaj więcej: Słupek i stępka, nowe symbole dobrej zmiany
To, że oferty przekroczyły kosztorys, nie jest też szczególnie dziwne i nie ma nic wspólnego konkretnie z tą inwestycją. Od kilkunastu miesięcy zarówno Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (oraz inwestorzy samorządowi), jak i PKP PLK zmagają się z tym samym problemem. Ceny materiałów budowlanych i koszty pracy poszły tak bardzo w górę, że wykonawcy znacznie podwyższyli oferty, aby choć trochę zarobić (choć marże największych koncernów i tak są ledwo co dodatnie).
Tworzone kilka lat temu kosztorysy po prostu nie przystają do obecnej rzeczywistości. Na kolei i w drogach to duży problem, bo plany są konkretniejsze, a inwestycje współfinansowane przez Unię, więc niektóre przetargi kończą się bez wyboru wykonawcy. W przypadku przekopu przez Mierzeję rząd idzie na całość i dosypie zapewne tyle pieniędzy, ile będzie trzeba, aby inwestycja ruszyła.
Bruksela ma wątpliwości, ale czy to wystarczy, by wstrzymać przekop Mierzei?
Jednak wciąż nie jest pewne, czy i kiedy ruszy, a jak ruszy, to czy będzie to legalne w świetle prawa unijnego. Największym zagrożeniem dla przekopu – choć można powiedzieć, że największą szansą, biorąc pod uwagę wątpliwy sens biznesowy i prawdopodobną szkodliwość środowiskową projektu – pozostaje kalendarz wyborczy. Jeśli odwołania i proces podpisywania umowy przeciągną się do wyborów, a PiS straci władzę, to projekt zostanie niemal na pewno zarzucony, bo przeciw jest cała opozycja. Szanse na to są jednak niewielkie, bo zapewne umowa zostanie zawarta przed październikiem, a PiS ma spore szanse na utrzymanie władzy.
Czytaj także: „W każde święta Kevin sam w domu, w każde wybory przekop Mierzei Wiślanej”
Skoro przekroczenie budżetu nie wstrzyma inwestycji, to pozostają kwestie środowiskowe i działania Komisji Europejskiej. Choć przekop uzyskał zgodę środowiskową w Polsce, to organizacje ekologiczne zamierzają skarżyć tę decyzję, gdzie tylko się da.
Ani NGO-sy, ani pomorski Urząd Marszałkowski nie otrzymały odpowiedzi na swoje odwołania w sprawie wydanej decyzji. W Polsce rząd może przepychać kolanem projekt przez procedury, ale sprawie od dawna przygląda się Komisja Europejska. Bruksela w lutym zaapelowała do polskiego rządu, aby wstrzymał prace do czasu wyjaśnienia wszystkich wątpliwości. PiS ten apel zignorował, ruszając z wycinką drzew, a nawet wprost kłamał, mówiąc, że Komisja projekt popiera.
Na razie Bruksela próbowała wpływać na Polskę ostrzeżeniami i apelami, ale jeśli inwestycja ruszy bez wyjaśnienia wątpliwości środowiskowych (co jest prawdopodobne, bo rzetelna analiza zapewne wykazałaby istotną szkodliwość przekopu dla objętych ochroną terenów), dojdzie do eskalacji.
Czytaj więcej: Rząd chce zmieniać nasze rzeki w kanały żeglowne. To niszczenie przyrody