Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Czy to już kryzys? Co oznacza inwersja krzywej rentowności w USA

Ostatnio z odwróconą krzywą rentowności Stany Zjednoczone miały do czynienia w 2007 r. – przed wielkim kryzysem finansowym. Ostatnio z odwróconą krzywą rentowności Stany Zjednoczone miały do czynienia w 2007 r. – przed wielkim kryzysem finansowym. Rob Young / Flickr CC by 2.0
Ostatnio z odwróconą krzywą rentowności Stany Zjednoczone miały do czynienia w 2007 r. – przed wielkim kryzysem finansowym. Od lat 50. XX w. zjawisko to zwykle poprzedza recesję. Czy tak będzie i tym razem?

W środę rentowność dwuletnich obligacji Stanów Zjednoczonych była wyższa niż rentowność obligacji 10-letnich (w chwili powstawania tego tekstu z powrotem rentowność dwuletnich papierów jest nieco niższa niż 10-letnich). W ekonomii to zjawisko nazywa się odwróconą krzywą rentowności i jest uważane za jeden z sygnałów zapowiadających recesję. Trzeba jednak pamiętać, że w ekonomii modele dobrze opisujące przeszłość często nie sprawdzają się do przewidywania przyszłości.

Czytaj także: Ta wojna jest coraz groźniejsza. USA walczą cłami, Pekin juanem

Czym jest krzywa rentowności

Krzywa rentowności to linia obrazująca oprocentowanie papierów wartościowych o różnym terminie zapadalności. W standardowych warunkach obligacje krótkoterminowe oprocentowane są niżej niż długoterminowe – wówczas krzywa jest rosnąca. Wynika to z dosyć prostej kalkulacji ryzyka: jeżeli pożyczamy komuś na rok (a kupując obligacje, pożyczamy pieniądze ich emitentowi, w tym przypadku rządowi USA), to zagrożenie, że nie zostaniemy spłaceni na czas albo że w międzyczasie pojawi się lepsza okazja do inwestycji, która przejdzie nam koło nosa, bo nasze pieniądze są związane w obligacjach, jest mniejsze, niż jeżeli udzielimy pożyczki na 10 lat. Od miesięcy amerykańska krzywa rentowności spłaszczała się, aby w końcu przyjąć kształt przypominający literę U.

Jeżeli mówimy o obligacjach państwowych, zwłaszcza tak dużego kraju, to ryzyko, że nie zostaną wykupione w terminie, jest bliskie zeru. Pozostaje więc kwestia oceny, czy możemy ulokować pieniądze lepiej niż w amerykańskich obligacjach.

Reklama