Osoby słabo orientujące się w zawiłościach ekonomicznych mają uwierzyć na słowo, rynki finansowe nie przyjęły zapewnień rządu do wiadomości albo nie potraktowały ich poważnie – słabnący złoty wcale się nie wzmocnił. Gracze na rynku doskonale wiedzą, że projekt ma tylko jeden cel – spodobać się wyborcom.
Sam rząd nie ukrywa, że uchwalona już przez przyszły parlament ustawa budżetowa może się od projektu znacznie różnić. Najważniejsza dla finansów państwa ustawa stała się tylko elementem kampanii.
Czytaj też: PiS przegrywa początek kampanii
Dużo wydamy, przejemy oszczędności
Można powiedzieć, że premier Mateusz Morawiecki, który w kampanii prezentuje projekt jako sukces swojej ekipy oraz całego PiS, osiągnął piarowe szczyty – niby nie skłamał, jak mu się to już zdarzało, ale prawdy też nie powiedział. Wyciągnął z kapelusza stado królików i przekonuje widzów, że są jak najbardziej prawdziwe.
Nie skłamał – bo wpływy do budżetu w przyszłym roku mniej więcej równoważą się z wydatkami. Wydatki są ogromne i, jak mówią specjaliści, sztywne, czyli państwo musi je ponosić w każdym kolejnym roku. W głównej mierze są to wydatki socjalne: 500 plus na każde już dziecko, do tego obietnica 13. emerytury i wiele innych. A strumień pieniędzy, który ma je sfinansować bez dalszego zapożyczania się państwa, tak szeroko popłynie tylko w przyszłym roku. Państwo bowiem ma przejeść to, cośmy od 1999 r. gromadzili w otwartych funduszach emerytalnych (OFE).
Czytaj też: Miliony dla fundacji i stowarzyszeń powiązanych z PiS
Podatek od OFE i czarna dziura
Głównie bowiem będzie to 15-proc. podatek od osób, które swoje pieniądze z OFE przeleją na prywatne indywidualne konta emerytalne. W OFE są papiery o wartości ok. 160 mld zł, z podatku może się więc uzbierać dobre kilkadziesiąt miliardów. Ten podatek powinniśmy zapłacić fiskusowi dopiero po przejściu na emeryturę i wykorzystaniu zgromadzonych pieniędzy, ale rząd chce go pobrać niejako z góry, pozbawiając tych pieniędzy swoich następców.
Jeśli ktoś oszczędności w OFE zechce przekazać do ZUS, obecna ekipa ucieszy się jeszcze bardziej. Cała przekazana suma pozwoli bowiem zmniejszyć w przyszłym roku dotację do ZUS. Oto tajemnica cudownego zrównoważenia budżetu, ale tylko 2020. Oto cudowne króliki, dzięki którym sporządzono genialny projekt budżetu, ale za dwa lata nie będzie już po nich śladu.
Zostaną za to gigantyczne wydatki, na które państwo nie będzie miało pieniędzy. Wielka czarna dziura – mimo zlikwidowanego limitu składek na ZUS (do wysokości 30-krotności średniej płacy), podniesionej akcyzy na alkohol i papierosy oraz wielu innych podatków, które zapłacimy w przyszłym roku.
Czytaj też: Defilada na Śląsku, czyli prezent dla premiera
A wzrost gospodarczy hamuje
Premier w kampanii się tym jednak nie zajmuje. Nie mówi, jaki ma pomysł na finansowanie. Liczy na to, że jego wyborcy o rocznym terminie przydatności królików nie mają zielonego pojęcia.
Zapewne ma rację, sam niedawno jeszcze głośno lekceważył rosnący PKB rządu PO-PSL, mówiąc, że się go do garnka nie włoży. Z projektu przyszłorocznego wynika, że cudownego sposobu na zahamowanie tempa rozwoju gospodarki ekipa PiS nie znalazła. Przyznaje, że wzrost gospodarczy spadnie w 2020 r. poniżej 4 proc. Zabrakło królików?