Prawo i Sprawiedliwość usiłuje przekonać Polaków, że realizuje obietnice wyborcze bez podwyższania podatków. Będzie więc nas bić po kieszeni, podwyższając akcyzę, składki na ZUS czy sięgając do Funduszu Rezerwy Demograficznej, ale nie podnosząc stawek PIT. Rządowi brakuje pieniędzy i zamierza wyciągnąć je z naszych kieszeni bez zmieniania systemu podatkowego, za to psując państwo i nie pytając obywateli o zdanie.
Akcyza wyższa nawet o 10 proc.
Od nowego roku wzrosną ceny wyrobów alkoholowych oraz papierosów, ponieważ rosną stawki akcyzy. Jeszcze niedawno rząd zapowiadał, że o 3 proc., teraz przedstawił projekt z podwyżką 10 proc. Nie po to jednak, żeby obywatele rezygnowali z używek, ale żeby zarobić na tej operacji 1,7 mld zł rocznie. Nie jest to jednak pewny zarobek – dotknięte coraz wyższą akcyzą branże obawiają się wzrostu szarej strefy oraz przemytu. Ich opinią rząd się jednak nie przejmuje.
Składki na ZUS jak podatek
Nie przejmuje się też protestami organizacji przedsiębiorców, protestujących przeciwko zniesieniu limitu płacenia kładek na ZUS. Obecnie płaci się je do wysokości zarobków nieprzekraczających 30-krotności średniej płacy rocznie. Od stycznia limit ma być zniesiony. Teoretycznie dobrze zarabiającym osobom powinno to dawać w przyszłości bardzo wysokie emerytury, ale nikt w to nie wierzy. Składki emerytalne zaczyna się w Polsce traktować jak podatek, co psuje cały system emerytalny. Nikt się tym jednak nie martwi. Rząd bowiem szuka kasy.
Czytaj także: PiS funduje przedsiębiorcom regulacyjny zawrót głowy
PiS liczy, że rocznie do ZUS wpłynie z tego tytułu ponad 7 mld zł więcej, co też może okazać się nieosiągalne. Osoby najlepiej uposażone zrezygnują bowiem z etatów i przejdą na samozatrudnienie, na którym będą płacić składki na ZUS o wiele niższe. Wtedy zapewne rząd weźmie się także do samozatrudnionych, podnosząc im składki i podatki. Ci najbogatsi płacą bowiem 19-procentowy liniowy PIT, więc do wzięcia – teoretycznie – jest jeszcze spora kasa. Przedsiębiorcy, którzy popierali PiS, zaczynają się już orientować, że znaczna część obietnic wyborczych zostanie sfinansowana ich kosztem.
Gowin się przeliczył
Przeciwko zniesieniu limitu protestuje więc partia Jarosława Gowina, który mógł liczyć na głosy części przedsiębiorców. Teraz je traci. Gowin z 18 posłami w Sejmie był pewien, że w wyniku jego protestu rząd zrezygnuje z likwidacji limitu, chyba się jednak przeliczył. Projekt złożyła grupa posłów reprezentowana przez Marcina Horałę z PiS, więc nie musi być on konsultowany. Nikt nie ma wątpliwości, że został z władzami partii dokładnie uzgodniony.
Czytaj także: Morawiecki przekonał Dudę, weta ws. zniesienia 30-krotności nie będzie
13. i 14. emerytury z Funduszu Rezerwy Demograficznej
Kolejnym pomysłem kreatywnej księgowości jest sfinansowanie trzynastych i czternastych emerytur z Funduszu Rezerwy Demograficznej. Składaliśmy się na niego, aby było z czego dopłacać do emerytur, gdy dziura w ZUS stanie się zbyt duża na skutek wzrostu liczby emerytów i kurczenia się rzeszy pracujących. FRD jest bardzo potrzebny, bo osób płacących składki ubywa, ale – jak widać – rząd się tym nie przejmuje. Do wygrania są bowiem jeszcze wybory prezydenckie, a w kasie FRD na razie są pieniądze, więc można je zużyć do osiągnięcia doraźnych celów politycznych, nie martwiąc się o to, że nie po to były gromadzone.
Czytaj także: Co czeka obecnych i przyszłych emerytów? Przewodnik po zmianach 2019/2020
Podnieść podatki, zamiast psuć państwo?
Rząd mógłby po prostu podnieść podatki, zamiast psuć państwo, ale się tego boi. Polacy zobaczyliby bowiem, że aby rozdać pieniądze, musi je najpierw zabrać, często tym samym ludziom. PiS liczy więc, że zorientujemy się później, kiedy już wygra ostatnie wybory.