Jeden flip da nam przeciętnie 10–40 tys. zł zarobku, czasem nawet w ciągu kilku dni – obiecuje youtube’owy ekspert. Brzmi nieźle, ale co to jest flip? To nowa angielska nazwa, pod którą kryje się stara handlowa maksyma: najlepiej kupuj tanio, a sprzedawaj drogo. W tym jednak przypadku chodzi o handlowanie dobrem szczególnym i dziś ciągle poszukiwanym, czyli mieszkaniami, a mówiąc szerzej, nieruchomościami.
Home flipping to rodzaj spekulacji, bo flipperowi zależy, by kupione mieszkanie sprzedać niemal natychmiast z jak największym przebiciem. – Czasem nabywcą jest inny flipper wierzący, że i jemu uda się wycisnąć własną marżę, bo przecież ceny nieruchomości muszą rosnąć. To przekonanie flipperów o nieuchronności nieustającego wzrostu cen pompuje bańkę cenową na rynku mieszkaniowym, a jednocześnie przyciąga kolejnych, którzy chcą spekulować. Polityka niskich stóp procentowych podkręca atrakcyjność tego typu działalności – twierdzi dr Adam Czerniak z Kolegium Gospodarki Światowej SGH, główny ekonomista POLITYKA Insight, badacz baniek cenowych.
Sami flipperzy patrzą na to nieco inaczej. – Cała sztuka polega na wyłapywaniu perełek inwestycyjnych. Mieszkań często zaniedbanych, wymagających remontu, ale przez to tańszych. Doświadczony flipper potrafi w takim mieszkaniu dostrzec potencjał, dzięki któremu mieszkanie zyska na wartości. Na tej różnicy zarabia – wyjaśnia Faustyna Guzowska z Projekt Nieruchomość, partner Stowarzyszenia Mieszkanicznik. Bywa, że wystarczy drobna kosmetyka, odświeżenie ścian, umiejętne umeblowanie i zaaranżowanie wnętrza, bo flipperzy często sprzedają już gotowe do zamieszkania lokale. Taką aranżacją, która sprawi, że nabywca się zachwyci i bez targowania sięgnie po portfel, zajmują się specjaliści od home stagingu, ale flipper musi się tego sam szybko nauczyć.