Studiujący zdalnie nie chcą zostawać w rodzinnych domach. Większość w październiku wraca do miast, żeby poszukać pracy. Student niemieszkający z rodzicami musi wydać na swoje utrzymanie 2,6 tys. zł miesięcznie, o 500 zł więcej niż przed rokiem – dowiadujemy się z najnowszej edycji cyklicznego raportu „Portfel studenta 2020”, przygotowywanego przez Związek Banków Polskich. W tym roku akademickim będzie jednak trudniej takie pieniądze zarobić. O pracę jest ciężej, a zlecenia są mniej finansowo atrakcyjne niż przed pandemią. Stawki spadły przeważnie do poziomu pensji minimalnej. Mimo to – jak szacuje Centrum Badawcze Flow – aż 60 proc. studentów wróci do miast. Rodzicom przeważnie też się nie przelewa, a na miejscu dorobić jeszcze trudniej.
Jednak stałe pozycje w „Portfelu studenta 2020”, czyli miesięcznie dwa wyjścia na imprezę ze znajomymi z grupy (100 zł) oraz dwie randki w restauracji (130 zł) przestały być stałe. To widać gołym okiem – miejsca, w których kiedyś było pełno, opustoszały. – Ludzie unikają tłoku, zamkniętych pomieszczeń – twierdzi Daniel Stenzel, rzecznik prezydent Gdańska. – Dopóki dopisywała pogoda, gromadzili się jeszcze w ogródkach, do klubów raczej nie pójdą już chętnie – mówi.
Tłoku nie ma
Nie wybiera się do nich na razie Anna, studentka III roku prawa, do niedawna regularnie dorabiająca jako recepcjonistka w trójmiejskich hotelach, teraz kompletnie bez kasy. Hotele nie potrzebują dodatkowych recepcjonistek, w weekendy już nie trafiają się też superintratne zlecenia w charakterze hostessy na imprezach firmowych, od 30 do nawet 50 zł za godzinę. Sezon firmówek zaczynał się we wrześniu. Przed pandemią można się było w dużych miastach utrzymać, od września pracując tylko w weekendy: na imprezach integracyjnych dużych korporacji, przy różnego rodzaju festiwalach czy targach.