Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Same łóżka i szpitale polowe życia nam nie uratują

Mateusz Morawiecki podczas konferencji na Stadionie Narodowym Mateusz Morawiecki podczas konferencji na Stadionie Narodowym Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Na programy socjalne partia nie żałowała pieniędzy. Ale gdy ich beneficjenci umierają z powodu pandemii, o dofinansowaniu służby zdrowia rządzący nie dyskutują.

Rząd nie ma pomysłu, jak wydobyć z zapaści publiczne lecznictwo. Budowanie szpitali polowych w sytuacji, gdy brakuje lekarzy i pielęgniarek w już istniejących placówkach, nie rozwiązuje problemów. Tym bardziej nie rozwiąże ich podkupywanie personelu szpitalom samorządowym. Może jednak pokazać, że rząd stara się bardziej niż samorządy i zwali się na nie winę za niewydolny system. Szybko rosnącej liczby zgonów to nie zatrzyma.

Czytaj też: Ile jeszcze mamy respiratorów? Kiedy zabraknie personelu?

Niesprawiedliwa podwyżka dla niektórych

Rządzący potykają się o własne nogi. Kiedy wicepremier Jacek Sasin rozjuszył środowisko medyczne, zarzucając jego części brak zaangażowania w walce z pandemią, PiS postanowił je udobruchać większymi pieniędzmi. W kolejnej ustawie antycovidowej zapisano, że lekarze i pielęgniarki skierowane przez wojewodów do walki z wirusem dostaną 200 proc. pensji podstawowej. Brzmi nieźle, ale w praktyce nieprzemyślany zapis groził jeszcze większym buntem, spowodowanym przez niechlujne, nieprzemyślane przepisy. Skonfliktowaniem całego środowiska. Autorzy nie przewidzieli ich konsekwencji.

Byłoby bowiem tak, że np. doświadczona pielęgniarka, pracująca od początku z pacjentami z koronawirusem, zarabiałaby tyle co do tej pory. Ale jej mniej doświadczona koleżanka, skierowana przez wojewodę z przychodni, gdzie pracowała do tej pory, która nabierałaby dopiero umiejętności pod okiem pierwszej, miałaby zarobki dwa razy wyższe. Sytuacja byłaby identyczna w przypadku lekarzy. Senat poprawił ustawę, zapisując w niej, że większe zarobki otrzymają wszyscy pracujący z chorymi na SARS-CoV-2.

Reklama