Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Dlaczego 3/4 uprawnionych zrezygnowało z PPK?

Nikt nie kwestionuje faktu, że musimy oszczędzać na nasze emerytury. Można jednak wątpić, czy PPK staną się formą oszczędzania z głową. Nikt nie kwestionuje faktu, że musimy oszczędzać na nasze emerytury. Można jednak wątpić, czy PPK staną się formą oszczędzania z głową. kasto / PantherMedia
75 proc. pracujących Polaków nie wierzy, że Pracownicze Plany Kapitałowe to dobry sposób na powiększenie głodowej emerytury. To dowodzi naszego braku zaufania do państwa.

Rząd szacował, że z możliwości dodatkowego oszczędzania na starość skorzysta ok. 75 proc. pracowników, tymczasem tylu właśnie się z PPK wypisało. Zostało zaledwie 25 proc. Do uczestnictwa uprawnionych jest 6,4 mln osób w wieku 18–54 lat, w programie zostało zaledwie 1,65 mln – czytamy w raporcie Instytutu Emerytalnego i Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy. Mimo że aby się w PPK znaleźć, nie należało robić nic, uczestnicy zostali zapisani z automatu. Natomiast żeby się wypisać, trzeba było złożyć u pracodawcy specjalną deklarację. I pamiętać, że to nie wystarczy. Twórcy programu postarali się, abyśmy po czterech latach znów zostali do niego wpisani automatycznie. Czyli co cztery lata trzeba się znów wypisywać. To nie jedyna rzecz, która budzi nieufność.

Czytaj także: Polska wprowadzi europejską emeryturę. Kto na tym skorzysta?

Kilka ważnych „ale” plus pandemia

Na razie rząd obiecuje oszczędzającym złote góry. Na wejściu dopisze nam 250 zł opłaty powitalnej, potem każdego roku kolejne 240 zł premii. To papierowe zapisy, które nic nie kosztują. Zmusza też do dołożenia się naszego pracodawcę – musi on odprowadzić na nasze konto co najmniej 1,5 proc. naszej płacy brutto. Gdyby chciał więcej – może do 2,5 proc. To są już prawdziwe pieniądze, nikt ich nam nie podaruje za nic, będziemy musieli zwiększyć wydajność. Zarobić na część składki finansowaną przez pracodawcę. My sami musimy wpłacić kolejne 2 proc. Na starość mogłaby uzbierać się całkiem pokaźna suma, nikt nie kwestionuje faktu, że musimy oszczędzać. Mogłaby, gdyby nie kilka „ale”, które naszą nieufność potęgują. Każą wątpić, czy PPK staną się formą oszczędzania z głową.

Czytaj więcej: Skąd się wezmą nasze emerytury?

Pandemia te wątpliwości spotęgowała. Wiele osób zarabia dziś mniej niż przed jej wybuchem, pomniejszanie dochodów o składkę na nowy program emerytalny nasze obecne dochody zmniejszy dodatkowo. Możemy sobie tego nie życzyć albo po prostu nie zwiążemy końca z końcem. Więc uczestnictwo w PPK odkładamy, niczego nie ryzykując. Jak się nasza sytuacja finansowa poprawi, w każdej chwili można się będzie zapisać. Może nawet warto poczekać, bo rząd obiecuje, że najpóźniej za trzy lata będziemy się mogli dowiedzieć, ile mamy na koncie, i zobaczyć, jak „zarabiają” nasze oszczędności. Jeśli realizacja tej obietnicy się opóźni, tym bardziej warto poczekać. Może się bowiem okazać, że składki płyną, ale na naszym koncie pieniędzy przybywa o wiele wolniej. Wyniki inwestowania funduszy są bowiem marne. I to jest najważniejsza wątpliwość.

Strata bardziej prawdopodobna niż zysk z PPK

Rząd zachęca nas do PPK, pokazując, ile możemy na tym zarobić. Ale jednocześnie zastrzega, że to tylko symulacja. Ta symulacja ma nas zachęcić, ale jej wyniki „nie mogą być podstawą do jakichkolwiek roszczeń”. Czyli – jeśli rzeczywiste wyniki w zasadniczy sposób będą się od niej różnić, do nikogo nie będziemy mogli mieć pretensji. To przecież rynek kapitałowy, najbardziej ryzykowana forma oszczędzania. Można zarobić, ale można też stracić.

Kolejna wątpliwość, która zniechęca do oszczędzania w PPK, jest taka, że o wiele bardziej prawdopodobny wydaje się wariant drugi, czyli strata. Co oznacza, że możemy odłożyć nawet spore pieniądze, ale gdy nadejdzie pora, że będziemy mogli je wyjąć – okaże się, że mamy nawet mniej, niż włożyliśmy.

Joanna Solska: Cztery filary niewiary. Jak Polacy mają zaufać państwu i oszczędzać w PPK?

Zyski z PPK? Głównie polityczne

Programy PPK są nadzorowane przez państwowy Polski Fundusz Rozwoju. Prowadzić je będą instytucje finansowe w olbrzymiej większości także kontrolowane przez państwo. Zatrudniające, jak wiele innych spółek skarbu państwa, osoby powiązane z partią rządzącą, zawdzięczające jej dobrze płatną pracę. Zapewne też chcące tę pracę utrzymać. W co więc będą inwestować nasze pieniądze? W produkcję zielonej energii w nadziei na tańszy i ekologiczny prąd czy może w upadające kopalnie węgla, żeby górnicy nadal głosowali na PiS, a zarządzający naszymi pieniędzmi robili to nadal?

Polacy nie są szczególnie finansowo wyedukowani, ale słuchać umieją. Przecież premier nie pozostawia złudzeń, wyraźnie mówi, w co rząd chce inwestować: w budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, przekop Mierzei Wiślanej, może w renacjonalizację kolejnych sprywatyzowanych przedsiębiorstw, jak kolejka na Kasprowy. Albo w budowę szpitali tymczasowych, które otworzy z hukiem, żeby zaraz zamknąć, jak już to zrobił kilkakrotnie. Czy to będą inwestycje zdolne przynosić zyski? Jeśli będą to tylko zyski polityczne, gwarantujące politykom wygranie kolejnych wyborów, to kto zapłaci za straty ekonomiczne? Ci, których pieniędzmi zostanie to sfinansowane, a więc uczestnicy Pracowniczych Programów Kapitałowych i podatnicy.

Podatków nie da się uniknąć, ale z PPK można się wypisać.

Czytaj także: Ustawa o PPK podpisana. Godniej nie będzie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną