Pod koniec lipca Ministerstwo Finansów przekazało do konsultacji publicznych projekt ustawy wprowadzającej m.in. zmiany w podatkach zapowiadane w Polskim Ładzie jeszcze w maju. Między innymi, bo w ponaddwustustronicowym projekcie znalazły się też zmiany w podatkach dla firm, kilka nowych instrumentów uszczelnienia podatkowego, wzmocnienie Krajowej Administracji Skarbowej i garść przypadkowych ulg i wyłączeń. Używana przez samo ministerstwo etykieta „restart podatkowy” bardzo nie przystaje do tego legislacyjnego monstrum, a szanse na to, że w trakcie konsultacji i uzgodnień, a potem w pracach parlamentarnych zakradną się tam błędy lub dodatkowe wrzutki, są dosyć wysokie.
Zawiłości techniki i kultury legislacyjnej nie są jednak głównym zmartwieniem większości podatników, którzy od tygodni z jednej strony bombardowani są obietnicami pełnych portfeli, a z drugiej – ostrzeżeniami przed wzrostem podatków. Faktycznie na zmianach większość podatników zyska, choć tezę, że zwiększą one sprawiedliwość systemu podatkowo-składkowego, trudno obronić. Stracą przedsiębiorcy – i to nie tylko płacąc wyższe składki za siebie, ale przede wszystkim na niepewności – ostateczny kształt przepisów poznamy najwcześniej w październiku, a możliwe, że dopiero w listopadzie, trudno więc planować budżety na kolejny rok. W jeszcze gorszej sytuacji są samorządy, które najpewniej zubożeją o ok. 14 mld zł rocznie, ale też nie mogą być tego pewne aż do opublikowania przepisów w „Dzienniku Ustaw”.