Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Nacjonalizacja po berlińsku. Jak bardzo państwo powinno ingerować w rynek mieszkań?

Berlin Berlin Maria Krasnova / Unsplash
Przerażeni lawinowym wzrostem czynszów berlińczycy chcą pozbyć się prywatnych koncernów mieszkaniowych. Tymczasem u nas takie właśnie firmy wchodzą na rynek, na którym najemca nie ma zbyt wielu praw.

W minioną niedzielę mieszkańcy Berlina musieli podjąć wiele trudnych decyzji. Wybierali nie tylko nowy Bundestag i lokalny parlament. Głosowali również w referendum, którego inicjatorzy (niezależny od partii komitet) chcą wywłaszczyć wszystkich większych właścicieli mieszkań, którzy posiadają ponad 3 tys. lokali na wynajem w mieście. Wynik jest jednoznaczny: ponad 56 proc. głosujących opowiedziało się za tym kontrowersyjnym pomysłem, niespełna 40 proc. było przeciw. Referendum nie jest wiążące, a większość partii wzywała do odrzucenia inicjatywy. Przeciwnikiem wywłaszczenia jest np. liderka socjaldemokratycznej SPD Franziska Giffey, która prawdopodobnie będzie nową burmistrzynią Berlina.

Wywłaszczenie receptą na wzrost czynszów?

Zwolennicy wywłaszczenia widzą w nim jeden ze sposobów ograniczenia lawinowego wzrostu czynszów w Berlinie, gdzie ponad 80 proc. mieszkańców jest najemcami. Tymczasem w ciągu ostatnich pięciu lat średni czynsz w stolicy wzrósł o ponad 40 proc. Z jednej strony Berlin jest coraz popularniejszy, mieszkańców szybko przybywa, a do tego miasto uchodzi, oczywiście z pandemiczną przerwą, za turystyczną mekkę. Tymczasem nowych mieszkań powstaje zdecydowanie za mało, a do tego wiele z nich to bardzo drogie apartamenty, niedostępne dla klasy średniej. Lewicowa koalicja, rządząca przez ostatnie pięć lat miastem, próbowała ustawowo rozwiązać problem eksplodujących czynszów. Po prostu je zamroziła na poziomie z 2019 r., jednak to niecodzienne rozwiązanie zostało uznane przez niemiecki Trybunał Konstytucyjny za sprzeczne z ustawą zasadniczą.

Czytaj także:

  • deweloperzy
  • mieszkania
  • Reklama