Paweł Majewski, prezes zarządu PGNiG, zakomunikował, że w związku z drożejącym na świecie gazem spółka wystąpiła do Gazpromu z żądaniem, by ten nam sprzedawał go taniej. „W ostatnim czasie obserwowaliśmy bezprecedensowe wzrosty cen gazu ziemnego na europejskim rynku hurtowym. Ta nadzwyczajna sytuacja stanowi podstawę do renegocjacji warunków cenowych, na jakich kupujemy paliwo w ramach kontraktu jamalskiego. W naszym przekonaniu istnieje przestrzeń do obniżenia ceny za dostarczany nam gaz” – oświadczył prezes. A kupujemy rosyjskiego gazu niemało, bo aż 10 mld m sześc. rocznie (połowę polskiego zapotrzebowania) i jeszcze w 2022 r. to się nie zmieni. Rok później nasze kontakty handlowe mają się definitywnie skończyć, takie przynajmniej dziś padają deklaracje. Logika wywodu, z którego wynika, że wzrost cen uzasadnia obniżkę naszych wydatków, wydaje się cokolwiek pokrętna, ale PGNiG odmawia bliższych wyjaśnień na ten temat, zasłaniając się tajemnicą handlową.
To zresztą niejedyna zagadka w naszych stosunkach gazowych. Bo politycy PiS przekonują, że musimy ograniczać import rosyjskiego gazu, a tymczasem go zwiększamy. Przekonujemy, że Gazprom szantażuje Europę, ograniczając dostawy gazu, co wywołuje wzrost cen. Tymczasem my kupujemy go więcej niż w poprzednim roku. W drugim kwartale tego roku rosyjski gaz stanowił aż 61 proc. naszego importu. A przecież jest tak drogi.
Gaz czysty i brudny
Gaz ziemny jest mieszaniną nie tylko różnych lotnych węglowodorów, ale także masy tajemnic i zagadek gospodarczych. Wśród nich zagadką największą jest to, jaką rolę ma w światowej gospodarce odgrywać i na ile możemy z nim wiązać naszą energetyczną przyszłość. Zderzają się tu dwa sprzeczne punkty widzenia. Pierwszy: gaz ziemny jest wprawdzie paliwem kopalnym, ale jego spalanie powoduje dużo mniejsze emisje CO² niż w przypadku węgla, więc póki nie rozwiążemy dylematów, jak zapewnić sobie dostateczną ilość czystej i taniej energii odnawialnej, musimy z niego korzystać.