Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Tysiąc wagonów odpadów. Nieporadna walka ze śmieciami w lesie

Śmieci na terenie rezerwatu Torfowisko Rąbień Śmieci na terenie rezerwatu Torfowisko Rąbień Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Ze śmieci wyrzucanych co roku do lasów można byłoby wznieść górę wielkości Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Wysokie kary za zaśmiecanie lasów nie pomogą, jeśli nie zwiększy się skuteczność wykrywania sprawców oraz nie skończy przymykanie oczu na ten proceder.

Stare pralki i lodówki, opony, eternit, zużyte baterie, resztki kosmetyków, zepsute jedzenie, odpady poremontowe, meble, zużyte opony – podczas spacerów po lasach można znaleźć nie tylko banalne butelki po piwie czy zużyte artykuły higieniczne. Problem znany jest od dawna, o szkodliwości wywożenia śmieci do lasów dzieci uczą się w szkołach, a proceder – jak trwał, tak trwa, i nic nie wskazuje na to, żeby udało się zwalczyć zaśmiecanie lasów.

Śmieci w lesie to nie tylko problem estetyczny. Szklane butelki działają jak soczewki skupiające i w ciepły i suchy dzień mogą spowodować pożar, pozostałości spożywcze mogą zaszkodzić zwierzętom, a toksyczne substancje, których w lasach można znaleźć pełne beczki, mogą doprowadzić do skażenia gruntu. Rozkładające się odpady przyciągają szczury, komary i muchy. Torebki foliowe połykane są przez zwierzęta, co prowadzi do ich śmierci. Odłamki szkła lub metalu powodują okaleczenia, a linki oraz sznurki są znoszone przez ptaki do gniazd i mogą się w nie zaplątać pisklęta.

Czytaj także: Jak śmieci świadczą o naszej cywilizacji?

Walka z wiatrakami

Jednolity system segregowania odpadów miał zniechęcić do wywożenia śmieci do lasu, ale po kilku latach jego funkcjonalna widać, że okazał się nieskuteczny. Ministerstwo Klimatu i Środowiska pracuje nad zmianą przepisów wprowadzających wyższe kar za zaśmiecanie środowiska, ale prace te trwają od wielu miesięcy i ciągle nie przełożyły się na konkretny projekt. Tymczasem nie ma tygodnia, żeby Lasy Państwowe czy media nie informowały o śmieciowych znaleziskach.

Odpady wyrzucane przez ludzi pojawiają się w każdej części lasu, zaczynając od parkingów turystycznych, a kończąc na odległych zakamarkach czy dnach zbiorników wodnych. Co roku do lasów wyrzucane jest ok. 100 tys. m sześc. śmieci (2018 – 109 tys. m sześc.; 2019 107,8 m sześc.; 2020 91 tys. m sześc.). Jest to ilość, z której można byłoby wznieść górę wielkości Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie lub wypełnić tysiąc wagonów – podaje Michał Gzowski, rzecznik prasowy Lasów Państwowych.

Co roku likwidowanych jest w Polsce ponad 10 tys. dzikich wysypisk – wynika z danych GUS. Jak podaje opublikowany w czerwcu raport autorstwa Centrum Polityk Publicznych, działającego w ramach Małopolskiej Szkoły Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, wśród śmieci wyrzucanych do lasu dominują dwie grupy: śmieci podrzucane przez okolicznych mieszkańców, pozbywających się tego, co zalega im na podwórkach, oraz śmieci pozostawiane przez ludzi, którzy odwiedzają lasy w celach rekreacyjnych, jak spacerowicze, grzybiarze, turyści. Trzecią, mniej liczną, kategorię śmieci stanowią te wyrzucane przez podróżnych z samochodów lub porzucane w związku z czyszczeniem pojazdów w okolicach lasu.

Czytaj także: Mieszanie w śmieciach. Bez rewolucji w opłatach za odpady

Dbanie o porządek w lasach deklarują Lasy Państwowe. Koszty uprzątnięcia i utylizacji obciążające tę instytucję każdorazowo sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych.

W skali roku jest to ok. 20 mln zł. Za wydane na uprzątnięcie pieniądze można by było zbudować kilka wież widokowych, kilka ośrodków edukacyjnych albo zakupić nowoczesny sprzęt do gaszenia pożarów lasów dla kilkudziesięciu nadleśnictw – obrazowo tłumaczy Michał Gzowski.

Niedawno Lasy Państwowe porozumiały się ze Służbą Więzienną i w pracach porządkowych będą uczestniczyli więźniowie.

Do lasu po śmieci. Nowa kategoria spacerowiczów

Sprzątanie lasów to jednak nie tylko działania odgórne. Coraz powszechniejsze jest zabieranie przez spacerowiczów worków i rękawiczek i wynoszenie ze sobą z lasu odpadów. Pojawia się jednak wtedy kwestia, co robić z tymi odpadami. Jeśli jest ich niewiele, to nie ma problemu, ale regularne wynoszenie starych opon, muszli klozetowych czy nawet toreb pełnych puszek lub butelek wymaga pomysłu, co z tym później zrobić.

Monika Garczyńska z Rembertowa mieszka obok lasu i zbieranie śmieci stało się jej pasją. Robi to już od 13 lat. Las jest dla niej przedłużeniem domu i w tych kategoriach widzi sprzątanie lasu. Umówiła się z leśniczym, że worki ze śmieciami zostawia na brzegu lasu, a on raz w tygodniu je sprząta. I to działa. Garczyńska samodzielnie wynosi z głębi lasu nie tylko taką drobnicę, jak opakowania, butelki po piwie czy puszki, ale potrafi też przenieść pralkę czy lodówkę. Problem powstaje wtedy, gdy śmieci znajdują się w lesie nie będącym w zarządzie Lasów Państwowych albo obok lasu. Wtedy jest szukanie podmiotu odpowiedzialnego za posprzątanie terenu. Tak było w przypadku, gdy śmieci znalazły się na terenie należącym do PKP czy Kościoła, gdzie śmieci długo czekały na posprzątanie.

Czytaj także: Czyj jest las? Dlaczego mapa wycinek zezłościła leśników?

Fotopułapki to za mało

Zbieranie śmieci nie rozwiązuje jednak problemu u źródła, czyli nie likwiduje problemu zaśmiecania. Samo znalezienie i ukaranie sprawców nie jest proste. Lasy Państwowe chwalą się, że dzięki dociekliwości strażników leśnych w wielu przypadkach udaje się ustalić tożsamość osób, które wyrzucają śmieci do lasu. Łącznie takich interwencji w 2020 r. było 1448. To skromna liczba, biorąc pod uwagę skalę zjawiska.

Znalezienie sprawców nie jest proste. Lasy Państwowe używają fotopułapek i dronów, ale – jak zauważa Monika Garczyńska – fotopułapki nie rozwiązują problemu, jeśli nie uda się sfilmować numeru rejestracyjnego samochodu. Samo sfilmowanie twarzy to za mało, jeśli nie zna się sfilmowanego człowieka. Strażników leśnych jest za mało w stosunku do potrzeb.

Kary są ciągle niskie. Zgodnie z prawem śmiecenie w lesie traktowane jest jako wykroczenie, za które grozi mandat do 500 zł. Jeśli jednak sprawa skończy się w sądzie, to sprawca może liczyć się z grzywną, a nawet karą pozbawienia wolności. Dodatkową karą dla przyłapanych śmieciarzy jest obowiązek uprzątnięcia zanieczyszczonego terenu na własny koszt.

Przytoczony powyżej raport Centrum Polityk Publicznych zawiera szereg rekomendacji, jak rozwiązać ten problem. Oprócz podniesienia kar i rozbudowania systemu monitoringu leśnego znajdują się wśród nich m.in. stworzenie lub wypromowanie platform współpracy mieszkańców ze służbami na rzecz czystości w lasach; wypromowanie takich narzędzi jak mapy zagrożeń bezpieczeństwa, wykorzystanie lokalnych mediów i mediów społecznościowych do przyspieszenia procesu zgłoszeń oraz komunikowania się mieszkańców między sobą na temat zaśmieceń, promowanie miejsc, w których można w sposób legalny i tani pozbyć się odpadów oraz edukacja z uwzględnieniem szerokiego kontekstu społecznego.

Czytaj także: Śmieci polityczne. Dlaczego ceny rosną w szalonym tempie?

Lasy Państwowe nie są niewinne

Instytucja odpowiedzialna za lasy deklaruje troskę o ich stan, ale w praktyce też różnie to wygląda.

Sprzątanie po pracach leśnych nie weszło wszystkim pracującym w krew. Porzucone plastikowe osłony czy druciane siatki wykorzystywane przez leśników do tzw. uprawy lasu to częsty element leśnego krajobrazu. W październiku aktywiści znaleźli setki osłon na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku. „Miejmy nadzieję, że tym razem leśnicy z RDLP Szczecinek posprzątają po sobie bez marudzenia – ostatnim razem sugerowali, że to my rozrzuciliśmy osłonki, by zrobić zdjęcia” – napisali na facebookowej stronie Nasze Lasy.

A bywa i tak, że zdeterminowani znalazcy śmieci wkładają dużo wysiłku w ustalenie i ukaranie sprawców, a gdy tropy prowadzą do Lasów Państwowych, sprawie ukręca się łeb. Anna Karczemna-Pałka podczas spaceru znalazła stertę śmieci. Przeszukała je i znalazła trzy worki z napisem „Lasy Państwowe”, jeden worek z pozostałościami po sprzątaniu samochodu i ogrodu, zaś w pozostałych workach były zużyte pampersy, zużyte ubranka dziecięce, kalosze, pudełka po zabawkach, papier z napisem „Brajanek” [imię zmienione – dop. redakcji], artykuły fryzjerskie oraz reklamówka z żarówkami i bateriami. Osoba, która beztrosko pozbyła się śmieci w lesie, zostawiła też „wizytówki” w postaci pudełka po zamówieniu towaru do paczkomatu z numerem telefonu oraz naklejki z danymi adresowymi. Szybko udało się ustalić, że śmieci należały do pracownika Zakładu Usług Leśnych oraz jego żony, fryzjerki. Anna Karczemna-Pałka zgłosiła sprawę na policję. Wydawało się, że ukaranie sprawców jest kwestią czasu, tymczasem policja umorzyła postępowanie, tłumacząc, że… czynu nie popełniono. Karczemna-Pałka się nie poddała i złożyła zażalenie, ale i to nie pomogło. Decyzję o odstąpieniu od wystąpienia do sądu o ukaranie Komendant Wojewódzki Policji w Radomiu uzasadnił tym, że „ujawnione przy drodze leśnej śmieci zostały złożone za zgodą Nadleśnictwa, a kartony i pudła należące do świadka zostały użyte do zbierania śmieci w lesie”. Uzasadnienie jednak nie zawiera informacji, do czego w pracach leśnych potrzebne były ubranka dziecięce czy artykuły fryzjerskie.

Czytaj także: Obywatel walczy o las

Walkę z tym śmieciarzem leśnym zaczynałam jako pełna wiary w sprawiedliwość i praworządność obywatelka tego pięknego kraju, w którym policja tak bardzo lubi się chwalić skutecznością, a leśnicy świetną gospodarką i zarządzaniem swoim kawałkiem tortu, zwanym Lasami Państwowymi. I jedni, i drudzy wykazali się faktycznie wyjątkowo. Ignorancją, kolesiostwem i trwonieniem publicznych pieniędzy na robienie z ludzi imbecyli za pomocą aparatu państwowego – dosadnie komentuje Karczemna-Pałka. I dodaje, że najwyraźniej, zamiast ufać systemowi, skuteczniej byłoby wziąć sprawy we własne ręce, tak jak podpowiadała okoliczna społeczność.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną