Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Ile za newsa? Google dogaduje się z mediami w Europie

Media oczekują od Google’a wynagrodzenia za korzystanie z ich artykułów, które wzbogacają wyniki wyszukiwania. Media oczekują od Google’a wynagrodzenia za korzystanie z ich artykułów, które wzbogacają wyniki wyszukiwania. bluecups / PantherMedia
Pod naciskiem polityków Google zaczyna płacić mediom za korzystanie z ich pracy. Ale w Polsce Amerykanie dzięki rządowi PiS mogą nadal liczyć na darmową promocję.

Google i media na całym świecie to związek bardzo skomplikowany. W zasadzie obie strony nawzajem siebie potrzebują. Google w wynikach wyszukiwania zamieszcza krótkie fragmenty artykułów, a potem kieruje do odpowiednich stron. Stara się również tworzyć własne agregatory wiadomości, wzbogacając swoją ofertę. Jednak sam nie ma armii dziennikarzy, więc potrzebuje mediów, aby od nich czerpać treści. Te zaś muszą pogodzić się z faktem, że wielu użytkowników trafia na ich strony przez wyszukiwarkę Google’a. Współpraca pomiędzy obiema stronami wydaje się zatem koniecznością, ale kłopot pojawia się w chwili, gdy trzeba rozmawiać o pieniądzach. Jak to często bywa w związkach powstałych z rozsądku zamiast z miłości.

Czytaj także: Europa naprawia internet. Czy to koniec dyktatu cyberkorporacji?

Google i media – związek z rozsądku

Bo miłości w tych relacjach na pewno nie ma. Media oczekują od Google’a wynagrodzenia za korzystanie z ich artykułów, które przecież wzbogacają wyniki wyszukiwania. A im lepsza ich jakość, tym więcej Google zarabia na towarzyszących im reklamach. Z kolei Google najchętniej nic by nie płacił, skoro to dzięki niemu rośnie liczba odwiedzających serwisy informacyjne. I Google, i media zasadniczo chcą porozumienia, ale oczywiście na korzystnych dla siebie warunkach. Do niedawna to amerykański gigant próbował negocjować z pozycji siły, zaś lokalne media – próbujące mniej lub bardziej skutecznie utrzymywać wspólny front – narzekały na swój los. Jednak w sukurs zaczęli przychodzić im politycy.

Reklama